sobota, 31 grudnia 2022

Świat na nowo – Barbara Wysoczańska

Pani Barbara Wysoczańska udanie zadebiutowała w roku 2021 książką „Narzeczona nazisty”, zyskując z miejsca rzeszę czytelniczek. W mijającym 2022 roku wydała dwie powieści: „Siła kobiet” i „Świat na nowo”. Przeczytałam wszystkie i skłaniam się ku opinii, że ta najnowsza, poruszająca tematykę wojennych i powojennych losów Polaków z Kresów Wschodnich, jest najlepsza. Ciekawi bohaterowie, ze złożonymi i nie do końca oczywistymi życiorysami, poruszające tło historyczne, całkowicie mnie porwały.


Akcja osadzona jest w bardzo trudnym, niepewnym czasie tuż powojennym. Lidia i Zosia, dwie siostry, wraz z rodziną docierają transportem na nowe, zachodnie ziemie Polski, „odziedziczone” po wypędzonych Niemcach. Wycieńczone wojną, odzierającą z godności tułaczką, trafiają do Nowej Soli i właśnie tutaj, przy boku „nowego okupanta” – Sowietów, usiłują tworzyć swój świat na nowo.

Pomimo tego, że książka opowiada przeżycia fikcyjnych postaci, ich losy są nierozerwalnie połączone z historycznymi wydarzeniami i sytuacją polityczną powojennej Polski. Polski, która wyrwana ze szponów niemieckiego okupanta trafiła pod jarzmo sowieckiego wojska i polskiego Urzędu Bezpieczeństwa, które krwawo realizowały stalinowski zamysł podporządkowania Europy wpływom Związku Radzieckiego.

Książka emocjonalna i do końca trzymająca w napięciu i zaciekawieniu, jak potoczą się losy głównej bohaterki rozdartej pomiędzy obowiązek, a miłość…

Bardzo polecam fanom opowieści osadzonych w konkretnych ramach historycznych, dobrze oddających realia danej epoki i wiernie charakteryzujących jej nastroje społeczne.

Czekam na kolejne powieści autorki.

czwartek, 29 grudnia 2022

Oberża na pustkowiu – Daphne du Maurier

Mroczna Kornwalia z końca XIX wieku. Ponura. Zasnuta listopadową mgłą. Ciemność rozjaśniana drżącym blaskiem świec. Cisza rozrywana pomrukiem porywistego, lodowatego wiatru. Groza zatopiona w niedomówieniach. Zagubiona gdzieś na odległych drogach oberża dla podróżnych, których… nie ma. Podejrzane typy, szemrane interesy i czająca się w każdym zakamarku złowroga tajemnica.


W takim posępnym świecie, wśród delikwentów spod ciemnej gwiazdy, uwikłanych w budzący moralny sprzeciw proceder przestępczy, pojawia się ONA – kobieta urodziwa, silna i bynajmniej nielękliwa, i absolutnie nieskora do uległości. Dwudziestotrzyletnia Mary Yellan, osamotniona po śmierci matki, udaje się do ciotki Petience. Nie spodziewała się, że niegdyś serdeczna, radosna siostra matki, stała się pod wpływem męża, właściciela osobliwej oberży „Jamajka”, kobietą zastraszoną, podporządkowaną i zwyczajnie nieszczęśliwą. W „Jamajce” dzieją się rzeczy niepokojące, a prym w niej wiedzie mąż ciotki, kuriozalny w swej nikczemności, wuj Joss Merlyn.

Nie jest to może krwisty kryminał we współczesnym rozumieniu. „Oberża na pustkowiu” ma w sobie wiele z narracji powieści gotyckiej. Autorka to mistrzyni budowania napięcia, niespiesznego piętrzenia nastroju zagrożenia. Plastycznie kreśli przestrzeń, w której rozgrywa się akcja i wnikliwie buduje psychologiczne portrety swoich bohaterów, chociaż w tej powieści może zbyt mocno bazuje na stereotypach i ociera się o karykaturalność poszczególnych charakterów. Ale i tak czyta się przednio.

Miasto w chmurach – Anthony Doerr

„Czy istnieje księga zawierająca cały świat i tajemnice nie z tego świata?”


Urzekła mnie ta powieść. Jej czuły hołd złożony magii i sile słowa zapisanego w książkach. Zauroczyło jej wybitnie humanistyczne przesłanie, tak bardzo potrzebne dzisiejszemu światu.
To trochę baśń, trochę science fiction, trochę powieść historyczna i wreszcie współczesny dramat. Zdawałoby się ryzykowane połączenie, a jednak autor, dzięki swojemu niebywałemu warsztatowi pisarskiemu i literackiej wrażliwości, skomponował dzieło zachwycające i dające do myślenia. Ileż trzeba przeżyć, ile doświadczyć dobra i zła, ile mieć w sobie pokory, aby móc, tak jak jeden z bohaterów, powiedzieć: „Świat taki, jaki jest, wystarczy.”

Bohaterom w różnych przestrzeniach czasowych towarzyszy historia Aetona – pastuszka, który przez przypadek zostaje zamieniony w osła, potem w rybę uwięzioną w czeluści wieloryba i wreszcie wronę. Wędruje przez świat, aby odnaleźć krainę, gdzie nie ma cierpienia. Absurdalna historia? A może metafora kryjąca przesłanie całej powieści? Warto rozpocząć literacką podróż drogą prowadzącą do odkrycia miasta w chmurach. Warto odkryć… swoje własne miasto w chmurach wraz z Anną i Omeirem w XV wiecznym Konstantynopolu, Zenem i Seymourem we współczesnej Ameryce, Konstance na statku kosmicznym, zmierzającym do odległej planety BetaOph2.

Powieść, niczym biblioteczny katalog szufladkowy, kryje bogactwo tematów, emocji i wrażeń. Kompletna, wciągająca historia. Piękna historia. 
Takie książki chcę czytać!


Zapisane cytaty:


„Nieznajomy, kimkolwiek jesteś, otwórz mnie, a dowiesz się rzeczy zdumiewających.”

„Tutaj uzyskasz odpowiedzi.” (napis w bibliotece)

„Każda z tych książek, jest drzwiami, bramą do innego miejsca, innego czasu. Masz przed sobą całe życie i te książki do samego końca będą twoje.”

„Tekst, książka to miejsce spoczynku dla wspomnień ludzi, którzy żyli przed nami. Sposób na to, żeby pamięć została utrwalona, po tym jak dusza uleci stąd daleko.”

„Bohater walczy za tych, którzy nie mogą się bronić.”

„Dlaczego tak trudno uwolnić się od tożsamości, które nam przypisanej, gdy byliśmy dziećmi?”

„Nadzieja to kolumna podtrzymująca świat.”

piątek, 16 grudnia 2022

Czarownice z Baskonii – Bernadette Pécassou-Camebrac

„Jutro! Zawsze jutro! Ale ja żyję dzisiaj!”

Macie ochotę wybrać się do Kraju Basków, by odbyć podróż w czasie? Do epoki z naszej współczesnej perspektywy wręcz surrealistycznej, gdy światli, wykształceni ludzie posyłali na śmierć w ogniu ludzi, głównie kobiety, posądzanych o urojone konszachty z diabłem!


Za panowania Henryka IV, w Kraju Basków, na pograniczu ówczesnej Hiszpanii i Francji, przedstawiciel króla, Pierre de Lancre, prowadził polowanie na heretyków i rzekomych wyznawców diabła. Skazywał bez sądów i na podstawie domniemanych dowodów posyłał na stos. „Czarownice z Baskonii” to powieść, przybliżająca tę demoniczną – co za paradoks! – postać poprzez losy czterech kobiet: Amalii, Murgui, Graciane i Liny. Oskarżał na podstawie wydumanych przesłanek, zwykle kobiety silne, niezależne, emanujące kobiecością. Takie właśnie były główne bohaterki powieści. W pragnieniach i dążeniach każdej z nich może przejrzeć się także współczesna kobieta.

Poczytałam troszkę o panu de Lancre. Człowiek ów żył na przełomie wieków XIV i XV, wykształcony (!!!) prawnik, autor dzieł z zakresu demonologii i czarnoksięstwa. Nade wszystko zaś człowiek fanatycznie nienawidzący kobiet, napędzany pogardą i mizoginią, ale też własnymi żądzami. Doprawdy trudno znaleźć racjonalne wytłumaczenie dla jego chorej obsesji „ratowania zagubionych dusz opętanych przez szatana”.

Powieść można szeroko interpretować także w kontekście współczesnej pozycji kobiet, które wciąż w niektórych dziedzinach życia, czy też w różnych kulturach, naznaczona jest dyskryminacją.

Autorka stworzyła galerię intrygujących postaci, wpisaną w część historii Francji i Hiszpanii, ale i wstydliwe dzieje chrześcijaństwa. Pierre de Lancre w roku 1906 w ciągu stu dwudziestu dni rozpalił osiemdziesiąt stosów i spalił w nich osiemdziesiąt kobiet.

Ta książka to pasjonująca historia pisana krwią, łzami i płomieniami. Paraliżujący obraz nakręcania spirali nienawiści. Mimo opisywanego zła, dzięki osobowościom sportretowanych kobiet i bliskich im mężczyzn, niesie jednak nadzieję, która „łączy ludzi dobrej woli, pozwala im przetrwać życiowe nawałnice, stawiać opór i iść naprzód w przekonaniu, że to co najlepsze, jest zawsze przed nimi.”

Bardzo dziękuję Wydawnictwu NOWE 
za zaproszenie do recenzji książki, 
którą z całego serca polecam Waszej uwadze.

sobota, 10 grudnia 2022

Cesarzowa Sisi – Gigi Griffis

„Miłość jest jak drzewo, które człowiek sadzi, pielęgnuje i cierpliwie czeka.”


Elżbieta Bawarska, żona cesarza Franciszka Józefa I, znana jako Sisi (sama nie lubiła tego zdrobnienia), to jedna z najbardziej fascynujących kobiet w historii. Piękna i niezależna, na tyle, na ile niezależna mogła być arystokratka w XIX wieku. Wyszła za mąż za cesarza Franciszka z miłości, ale ostatecznie związek szczęśliwy nie był. Dodatkowo przez całe życie zmagała się ze sztywną, obcą jej temperamentowi, etykietą austriackiego dworu i nieprzychylną, wymagającą teściową – arcyksiężną Zofią. Powieść autorstwa Gigi Griffis opiewa wcześniejszy, króciutki wycinek życia przyszłej cesarzowej, skupia się tylko na okresie poprzedzającym jej koronowanie. To opis wydarzeń prowadzących do zaślubin Elżbiety Bawarskiej z cesarzem Austrii Franciszkiem Józefem I.

Elżbieta przybywa latem 1853 roku na dwór w Wiedniu wraz z matką i siostrą Heleną. To właśnie Helena pierwotnie miała wstąpić w związek małżeński ze swoim kuzynem Franciszkiem. Kiedy jednak Sisi i Franz spotykają się niespodziewanie w pałacowych ogrodach, rodzi się między nimi wyjątkowa więź. Franz, zwykle uległy wobec matki, w tej jednej kwestii pozostaje nieugięty: to niespełna szesnastoletnia Sisi zostanie wybranką jego serca.

Książka przybliża osobowość młodej, przyszłej cesarzowej. Poznajemy dziewczynę, która nie chciała wyrzec się nadziei, marzeń i miłości. Mówiła, co myśli, broniła swoich przekonań i nie kłaniała się społecznym oczekiwaniom wobec kobiety jej pozycji. Buntowała wobec matki, która zgodnie z panującymi wówczas zasadami, chciała wtłoczyć ją w ściśle określone ramy, „zasznurować duszę w ciasny gorset”, na wzór gorsetu modelującego talię ówczesnych kobiet.

Książka na pewno spodoba się fanom romansów historycznych. Mnie zainspirowała do zgłębienia wiedzy o losach tej historycznej… celebrytki :)

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję




piątek, 9 grudnia 2022

Lunia i Modigliani – Sylwia Zientek

„Każdy chce być kimś, będąc po prostu sobą.”

Amadeo Modigliani to włoski malarz, który żył i tworzył w Paryżu na początku XX wieku. Zmarł w wieku 35 lat w roku 1920, wycieńczony gruźlicą i nałogami. Za życia nie doczekał się sławy i uznania. Współcześnie, płótna sygnowane jego nazwiskiem, osiągają zawrotne sumy. Tematem jego prac był przede wszystkim człowiek. Wyróżniają się oryginalnym stylem: wydłużone rysy portretowanych postaci hipnotyzują charakterystycznymi, pustymi oczami w kształcie migdałów. Tchną pozornym niepokojem i dziwną melancholią. Namalował też wiele kobiecych aktów, które nawet teraz mogą uchodzić za szalenie odważne, a w czasach, gdy powstały, wywoływały skandal i obrzucenie.


Lunia Czechowska przybyła do Paryża wraz ze znajomymi rodziny latem 1913 roku. Jak sama wspominała, miała jeszcze okazję dotknąć końca barwnej belle époque, nacieszyć się ostatnim, beztroskim czasem Europy, która już zmierzała ku wyniszczającej wojnie 1918 roku. Dzięki paryskiemu marszandowi Leopoldowi Zborowskiemu i jego towarzyszce życia Annie Sierzpowskiej, poznała Amadeo Modiglianiego, z którym połączyła ją głęboka, przyjacielska relacja. Blisko trzy lata miała okazję być blisko codzienności Modiglianiego. Obserwować jego proces twórczy, szalone życie i burzliwy, ostatecznie tragiczny związek z Jeanne Hébuterne. Lunia dożyła sędziwego wieku i zawsze chętnie opowiadała o swoim związku z malarzem, skrzętnie kryjąc w niedomówieniach charakter łączących ich uczuć. Pozowała do wielu jego prac. Malarza nie było stać na zatrudnianie profesjonalnych modelek, dlatego też często portretował osoby z bliskiego mu otoczenia.

Za sprawą powieści pani Zientek dotykamy artystycznego klimatu paryskiego Montparnasse, zaglądamy do legendarnej kawiarni „La Rotonde”, gdzie spotykała się ówczesna bohema artystyczna. Ogromną wartością tej powieści było dla mnie zaglądanie za kulisy powstania wielu znanych dzieł Modiglianiego. Podczas lektury nieustannie przeglądałam albumy z malarstwem artysty. Autorce sugestywnie udało się opisać warunki i odtworzyć atmosferę pracy twórczej Modiglianiego. Jak również oddać klimat Paryża w czasie I wojny światowej i nastroje panujące wśród jego mieszkańców.

Gorąco polecam fanom powieści inspirowanych faktami i oczywiście tym, którym bliska jest twórczość… „tej świni i perły” – jak o Modiglianim napisała jedna z jego licznych kochanek, dziennikarka Beatrice Hastings.

Dziękuję Wydawnictwu Agora 
za zaproszenie do zrecenzowania książki.




środa, 7 grudnia 2022

Ostatnia podróż – Aleksandra Tyl

Cieszę się, że za sprawą pani Aleksandry Tyl wybrałam się w „Ostatnią podróż”, by po raz kolejny uświadomić sobie, że życie to dar, którego tymczasowości jesteśmy najbardziej świadomi w zderzeniu z ostatecznością. Lektura utwierdziła mnie w przekonaniu, że nade wszystko pragnę ZWYCZAJNYCH, dobrych chwil. Niech układają się w bezpieczny, zrównoważony i spokojny czas. Nic ważniejszego. Nic piękniejszego.


Po przeczytaniu książki, dałam sobie czas, aby napisać opinię. Potrzebowałam dystansu. Lubię wzruszać się za sprawą literackiej fabuły, ale tutaj początkowo miałam wrażenie emocjonalnego przesytu. Jednakże doceniam jej przesłanie, gdy skonfrontowałam opowiedzianą przez autorkę historię z realiami ludzkich problemów, którymi jestem nieustannie bombardowana, nie tylko w życiu osobistym, ale też via media. Zderzenie z nieodwracalnością, której doświadczyli bohaterowie powieści, budzą w czytelniku refleksję nad sensem zamartwiania się prostymi sprawami, które składają się na życie każdej rodziny.

Pierwsze rozdziały dają obraz współczesnego, młodego małżeństwa, zapętlonego w rutynie dnia codziennego: małe dzieci, praca, kariera, rodzinne powinności. Małżeństwa, które próbując pogodzić wszystkie obowiązki, na pewnym etapie traci równowagę. Radość z posiadania rodziny, satysfakcja z dobrze układającej się i pozwalającej na dostatnie życie pracy zawodowej, gubi się w tyglu jednostajności. Patrycja i Grzegorz zostają poddani sprawdzianowi, którego nikt z nas nie chciałby przechodzić. Mówi się, że nasze serca hartują trudne doświadczenia, ale przecież wcale nie chcemy za cenę spokoju doznawać tego, co stało się udziałem tych dwojga...

Książka pomaga docenić spokój i siłę niespiesznych poranków z kawą i książką, wieczorów spędzanych chociażby na prasowaniu zaległego prania, prozaicznych czynnościach. Bo przecież to wszystko składa się na życie. ŻYCIE. Czy zatem warto tracić energię na błahe problemy i nieistotne dylematy? Patrycja w dziejących się zmianach rozpoczyna szukać wewnętrznej siły i balansu. Czy pomimo traumatycznego przeżycia podniesie się, by z czasem nabrać sił i na nowo odkrywać cud życia? Mocno jej kibicuję.

Dziękuję Wydawnictwu PROZAMI 
za zaproszenie do zrecenzowania książki.

środa, 30 listopada 2022

Nikt nie idzie – Jakub Małecki

Tytuł książki zaczerpnięty jest z haiku Bashō Matsuo, japońskiego twórcy tego gatunku poezji lirycznej:

„Tą drogą
Nikt nie idzie
Tego dzisiejszego wieczoru”


Fabuła skupiona jest na historii dwóch kobiet: Olgi i Marzeny. Nie znają się, dorastają w zupełnie innych czasach, a jednak pewnego dnia ich drogi się przetną. Naprzemiennie dotykamy losów jednej i drugiej, z każdym rozdziałem opowieść o dwóch kobietach komponuje się w całość.

Przed wielu laty Marzena traci w wypadku samolotowym męża-pilota. Pozostaje sama z synem Klemensem. Wiele lat później Olga przypadkowo jest świadkiem dramatycznego wydarzenia, w wyniku którego Klemens trafia pod jej opiekę. Klemens – dziecko/mężczyzna z plecakiem wypełnionym kolorowymi balonami, zamknięty w swoim świecie, do którego tak naprawdę dostępu nie ma nikt.

Powieść brzmi muzyką i poezją. Ale jak zawsze u Małeckiego jest tak namacalnie bliska prozie życia. Jego różnym barwom, troskom, radościom. Opowiedziana z czułością i prawdą o nas samych, bo przecież w życiu są rzeczy, które „[…] po prostu czasem się zdarzają". I trzeba z nimi, a czasami pomimo nich, iść dalej. Autor o trudnych wydarzeniach potrafi pisać z wyczuciem i subtelnością. Bez epatowania złem i bólem, z jakimi przychodzi borykać się bohaterom tej kameralnej powieści. Powieści, która podejmując tematykę burzliwych emocji, niespodziewanie otula wyciszeniem i spokojem.

Po raz kolejny Pan Jakub Małecki mnie nie zawiódł, po raz kolejny z przyjemnością towarzyszyłam wykreowanym przez Niego bohaterom, w ich wędrówce przez życie.



Zapisane cytaty:

„[…] nic się nie działo, bo samo nic się nigdy nie dzieje.”

„Przycupnięci na krawędziach swoich dawnych planów na życie, odmieniają „ja” przez wszystkie przypadki.”





poniedziałek, 28 listopada 2022

Zanim wystygnie kawa – Toshikazu Kawaguchi

Czy chcielibyście wejść do kawiarni i złożyć takie zamówienie: „podwójne espresso i proszę mnie przenieść w przeszłość”? Odpowiedź może być ryzykowna, bo jedna z najważniejszych zasad podróży w czasie w tokijskiej kawiarni Funiculi Funicula, brzmi: „Cokolwiek zrobisz w przeszłości, nie zmieni to teraźniejszości”. Nasuwa się pytanie: to po co się do tej przeszłości cofać, jeśli nic nie można w niej zmienić? A jednak pomimo tego, że ta specyficzna wędrówka nie zmienia faktów, zmienia najważniejsze: serce podróżującego. Następuje w nim wewnętrza przemiana. Zmiana punktu widzenia, perspektywy, ostatecznie pozwala na osiągnięcie duchowej równowagi.


Powieść cechuje troszkę inna od europejskiej wrażliwość – może sprawiać wrażenie takiej… szorstkiej, ale to pozory. Myślę, że gdyby fabuła wyszła spod pióra pisarza z kręgu kultury zachodniej, kipiałaby czułostkowością i mogła niebezpiecznie otrzeć się o ckliwość. Tymczasem owa powściągliwość w stylistyce nadaje jej szlachetności, ale nie umniejsza emocjonalności. Tyle, że ta emocjonalność rodzi się w czytelniku. W wyniku uruchamiania własnych wspomnień i pragnień. Bo kto z nas nie chciał choć raz w swoim życiu powrócić do jakiejś konkretnej chwili? Spotkać kogoś dla siebie ważnego, aby powiedzieć coś, czego wówczas nie powiedzieliśmy? Na nowo odbyć rozmowę, która być może przebiegła nie tak, jak byśmy chcieli? Zapamiętać coś, co umknęło, przeżyć ponownie daną chwilę? Czasu na to, w tej wyjątkowej kawiarni jest niewiele – tyle ile potrzebuje kawa, aby ostygnąć…

Cztery różne historie, połączone jednym miejscem. Niektóre mocno chwytają za serce.

Książka powstała na kanwie sztuki teatralnej i podczas lektury czuć ducha teatralnej sceny. Mnie ta kameralność urzeka. Ding-dong rozlega się w kawiarni Funiculi Funicula, gdy przybywa nowy gość – czyż nie brzmi jak dzwonek w antrakcie?

Powieść jest przepięknie wydana. Idealnie komponuje się z poranną kawą… Spróbujcie koniecznie!



Zapisane cytaty:

„Szanuj siebie, to inni też będą cię szanować.”

„Życia nie dostaje się na tacy.”

„Trzeba mieć odwagę, by powiedzieć to, co trzeba powiedzieć.”

czwartek, 24 listopada 2022

Ślady – Jakub Małecki

Małecki potrafi snuć opowieści o życiu, chociaż jak sam pisze w „Śladach”: „Życie to nie jest powieść, żeby się zawsze układało w zrozumiałe i wytłumaczalne historie.” Czasami, gdy nie zawsze się wie co powiedzieć, mówimy po prostu: „ot, życie”. Jemu się to udaje i robi to… pięknie. Niby tworzy prozę, ale jest w niej szczypta poezji, czy też magicznego realizmu. Wystarczająca ilość, aby smakowało idealnie. 


Uwielbiam wniknąć w tworzony przez Niego świat. Świat zwykłych ludzi z ich zwykłymi-niezwykłymi życiorysami. Autor dysponuje nie tylko sprawnym piórem, ale też jest mistrzem formy, o czym „Ślady” wybitnie świadczą. Każdy rozdział można odczytywać niczym niezależne opowiadanie, jedną, odseparowaną historię. Ale każdy zawiera element, ŚLAD, spajający poszczególne wątki w obraz całkowity i pełny.

Powieść – bo mimo wszystko trudno mi określać „Ślady” mianem zbioru opowiadań – została wydana pomiędzy „Rdzą” i „Dygotem”, i klimatycznie jest bardzo tym dwóm pozycjom bliska.

Świetna książka na tę porę roku – zimny, ciemny listopad, czas pożegnań i wspomnień, ale gdzieś na horyzoncie czai się oczekiwanie na jasność Bożego Narodzenia. Jest refleksyjna i empatyczna. Ciepła, pomimo czasami bardzo trudnych akcentów. Zwyczajnie piękna, pomimo jakiegoś pierwiastka nostalgii.

Wrażliwość literacka Pisarza jest bardzo bliska mojej czytelniczej duszy.

Niech Pan, pisze, niech Pan pisze…

A mi pozostaje tylko podziękować.

I czytać.

Z zachwytem.


Zapisane cytaty:

"Życie jest bardziej jak zbiór opowiadań. Poszarpane, nieprzewidywalne."

"Świat kończy się, a potem pędzi dalej."

poniedziałek, 21 listopada 2022

Śmierć druga – Beata i Eugeniusz Dębscy

Seria z Tomkiem Winklerem cz. 4

Rynek powieści kryminalnych zawsze był mocno zagęszczony. Należy sobie zadać pytanie: czym na tym ogromnym czytelniczym poletku, wyróżnia się twórczość państwa Dębskich, w książkach z serii z detektywem Tomkiem Winklerem? Mnie absolutnie urzeka niebanalny styl autorów, a szczególnie błyskotliwe poczucie humoru. Mistrzostwo języka. Autorzy operują nim bez kompleksów i bardzo sprawnie. Skrzy inteligencją, ale niewymuszoną. Świetnie się czyta. No i subtelne „wycieczki” komentujące otaczającą nas – czytelników, rzeczywistość – ja to kupuję!


Tomek Winkler sam w sobie jest ciekawie skonstruowaną postacią, ale w duecie z nietuzinkową Babcią Romą, to już inna forma bytu. Ale spokojnie – Babcia Roma to nie tylko „dodatek” dla wprowadzenia akcentu humorystycznego w powieści. Babcia Roma ma nie tylko cięty język, trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość i ludzi, poparte życiowym doświadczeniem. Babcia Roma ma w sobie konstruktywną ciekawość i detektywistyczny instynkt. Jest zwyczajnie pełnoprawnym ogniwem ekipy śledczej, pomocnym w rozwikłaniu kryminalnej zagadki. W tej części ów specyficzny duet, zasila Iwa – sympatia Tomka. Przeurocze jest podpatrywanie związku tych dwojga.

Zaczyna się dość prosto – jest brutalna śmierć, jest podejrzany. Ale to tylko pozory, bo sprawa ma sporo supełków, które usiłuje rozwiązać Tomek, ze wsparciem swoich sojuszników i z obciążającym bagażem sceptyków.

Pomimo tego, że to czwarta część cyklu, nowi czytelnicy bez trudu odnajdą się w fabule.

Bonus w postaci przepisu na ragout wg Tomka Winklera, to fajny ukłon w stronę czytelników – lubię takie „smaczki”, czy też gesty budujące więź autorów z czytelnikiem. Stąd inspiracja na fotkę książki :)


Bardzo dziękuję Wydawnictwu Agora
za zaproszenie do lektury powieści :)


Cytat z mądrości Babci Romy ;)

„Jak się nie ma kompleksów, to grozi mania wielkości.”

„Świat i czas pędzą szybko, a człowiek, jeśli chce zachować się godnie,
musi mocno zaznaczyć swoje człowieczeństwo.”

czwartek, 17 listopada 2022

Światło między oceanami – M.L. Stedman

„Każdy z nas ma wybór. Zawsze.”

Nie pamiętam, abym sięgnęła po książką, na podstawie której wcześniej obejrzałam nakręcony film. Zwykle obawiam się, że znajomość fabuły odbierze mi przyjemność z lektury. Niepotrzebnie się obawiałam i cieszę się, że dla tej historii zrobiłam wyjątek. Fabuła to jedno, ale tylko słowo pisane daje pole dla naszej wyobraźni, dogłębnie pozwala na empatyczne wejście w sytuację bohaterów. Śledząc losy Isabel i Toma oraz małej społeczności portowego miasteczka Point Partageuse, szalenie trudno stanąć po którejkolwiek ze stron konfliktu. Bo każda ma swoją prawdę i swoje prawo. Swoją miłość. I swoją stratę.


Cóż może potrzebować dwoje kochających się ludzi w miejscu, które daje schronienie przed światem? Bezludna wyspa Janus Rock, niosąca w czerń nocy światło latarni, położona między oceanami Spokojnym i Indyjskim, tuż u wybrzeża Australii, jawi się niczym utopijne rajskie miejsce. Latarnikowi Tomowi i jego świeżo poślubionej żonie brakuje tylko jednego: dziecka. Tom – zrównoważony, obowiązkowy i Isabel – pracowita, oddana, wnosząca w życie promienie spontaniczności i czystej radości. Boleśnie doświadczeni przez los młodzi małżonkowie, stają przed trudnym wyborem, które odmieni życie nie tylko ich, ale też pewnej małej dziewczynki i jej najbliższych.

Tom doświadczył na froncie pierwszej wojny światowej okrucieństwa. To spowodowało, że pragnął tylko jednego. Życia. Po prostu, zwyczajnie. TYLKO.

Isabel pragnęła po prostu i zwyczajnie doświadczenia cudu macierzyńskiej miłości.

Przepiękna historia, opowiedziana w sposób pełny. Bez ckliwości, a jednak chwyta za serce. Bez narzucania osądów. Czytelnik ma nie lada problem: kto ma rację, komu kibicować, komu oddać serce?

Jeśli oglądaliście film – przeczytajcie książkę. Jeśli czytaliście książkę – obejrzyjcie film. Rzadki przypadek, gdy historia opowiedziana przez dwie różne formy sztuki jest w stanie porwać odbiorcę.


Zapisane cytaty:

„Człowiek nigdy nie wie, za co będzie wdzięczny losowi.”

„Macierzyństwo to tajemnicza rzecz. Jak odważna musi być kobieta, by się na nią zdecydować.”

„Jesteś moją druga połówką w niebie.”

„Wystarczyła chwila, by życie ograbiło człowieka ze wszystkiego, co tak pieczołowicie pielęgnował, i nie było szans, by to odzyskać.”

„Historia jest tym, na co przyzwala społeczeństwo.”

„Życie […] to parszywy drań, któremu nigdy nie wolno ufać. To co daje hojnie jedną ręką, bez zastanowienia odbiera drugą.”

„Ludzie, którzy myślą o dobrych rzeczach są szczęśliwi.”

„Każdy z nas ma wybór. Zawsze.”

"Aby myśleć o przyszłości, należy pogodzić się z tym, że nie zmieni się przeszłości.”

niedziela, 13 listopada 2022

Spotkamy się pod drzewem ombu – Santa Montefiore

Myślę, że gdybym tę książkę przeczytała kilkanaście lat temu, byłabym nią zachwycona. Napisana z rozmachem saga rodzinna, z dobrze zarysowanymi realiami społecznymi, to coś co bardzo lubię. Niestety tym razem czegoś mi zabrakło. I nie wiem, czy to wina mojego ewoluującego gustu czytelniczego, czy autorka zbytnio spłyciła kwestie dotyczące relacji międzyludzkich, a psychologiczne portrety postaci były zbyt szablonowe? Niektóre wybory dokonywane przez nie wydawały się mi mało rzeczywiste. Naciągane i… takie papierowe. Z drugiej strony, nie można odmówić książce tego, że uwodzi czytelnika emocjami: kipi namiętnością, zmysłowością, jest przepełniona bogactwem różnorodnych uczuć. I to na pewno jest jej siłą. Jak również odmienna dla europejskiego czytelnika południowoamerykańska kultura i mentalność. Położona wśród bezkresnych równin argentyńskiej pampy, posiadłość Santa Catalina, rozbudza wyobraźnię i tęsknotę za południowymi klimatami. Atmosfera tego miejsca i rytm życia jego mieszkańców oddane są bardzo plastycznie.


Fabuła osadzona jest w Argentynie w drugiej połowie XX wieku i opowiada losy rodziny Solanas. Hołdującej tradycyjnym wartościom. dobrze sytuowanej i pełnymi garściami czerpiącej ze swojej uprzywilejowanej pozycji.

Argentynę XX wieku trawiły wojny domowe, wojskowe junty, krwawe zamachy i to wszystko ma odzwierciedlenie w powieści, choć tło polityczne nie jest zbytnio wyeksponowane – raczej zaznaczone dla uwiarygodnienia historii poszczególnych bohaterów.

To książka o rodzinnych relacjach, i o różnych obliczach miłości, w tym miłości zakazanej i w konserwatywnym społeczeństwie nieakceptowalnej.

Chociaż miejscami opowieść wydawała się mi infantylna i trąciła latynoską telenowelą – czytałam, bo ciekawił mnie finał, który okazał się według mnie dość przewidywalny. Ale jestem przekonana, że historia Sofii Solanas porwie niejednego czytelnika.


Zapisane cytaty:

„Życie rzadko daje nam to, na co liczymy.”

„[…] „za późno” to najsmutniejsze dwa słowa, jakie można znaleźć w każdym języku.”

„Teraźniejszość jest jedyną rzeczywistością, więc aby osiągnąć trwałe szczęście, należy żyć chwilą i nie martwić się tym, czego już albo jeszcze nie ma.”

„Jeśli rodzice starają się stworzyć dzieciom dom pełen miłości, one zawsze do niego wracają.”

„[…] życie jest zbyt krótkie, aby zapełniać je nienawiścią i pretensjami.”

„Wiedzę można posiąść, ale mądrość przychodzi wraz z doświadczeniem.”

„Miłość dorasta razem ze związkiem, w którym się rozwija.”

wtorek, 8 listopada 2022

Pozłacane lata – Karin Tanabe

Szalenie lubię powieści inspirowane życiorysami prawdziwych postaci. „Pozłacane lata” to fabularyzowana historia Anity Hemmings, uznawanej za pierwszą ciemnoskórą amerykankę, która ukończyła w 1897 roku prestiżową, żeńską uczelnię Vassar College. Ambitna dziewczyna, składając podanie o przyjęcie do uczelni, nie wyjawiła swojej faktycznej przynależności rasowej.


Jej wygląd powodował, że Anita z powodzeniem uchodziła za białą. Niestety, według ówczesnego ustawodawstwa Stanów Zjednoczonych człowiek, który posiadał domieszkę choćby „jednej kropli krwi” rasy czarnej, nie był uważany za białego. Dlatego Anita, marząca o zdobyciu dobrego wykształcenia, ukrywała swoje prawdziwe pochodzenie.

Temat książki bardzo ciekawy, także ze względu na obraz, odmiennej od współczesnej, pozycji kobiety w amerykańskim społeczeństwie końca XIX wieku. Jej prawa do zdobywania wykształcenia, dążenia do samodzielności i samostanowienia o własnym życiu. 

W moim odczuciu jednak autorka nie wykorzystała w pełni tej inspirującej biografii. Chociaż, jak zapewnia w posłowiu, poświęciła sporo czasu i archiwalnych badań, aby wnikliwie przeanalizować historię Anity. Z perspektywy współczesnej poprawności społeczno-politycznej raziły mnie, obarczone złymi skojarzeniami określenia „murzyn”, „murzyńskie”, które dodatkowo odbierałam jako archaicznie. Rozumiem jednak, że było to niezbędne, aby uwiarygodnić historyczny kontekst kulturowy fabuły.

Dość dobrze oddane jest rozdarcie bohaterki pomiędzy jej szacunkiem dla środowiska, z którego się wywodziła, a tym, które zapewnić mogło jej wykształcenie i perspektywy na rozwój osobisty. Podczas lektury towarzyszyła mi myśl: jak dobrze, że minęły już czasy, gdy kobieta w poszukiwaniu lepszej przyszłości dla siebie, musi udawać kogoś, kim nie jest. Ale po głębszej analizie sama sobie odpowiedziałam: CZY NA PEWNO???

Warto po lekturze książki wyszukać w Internecie informacji o Anicie Hemmings.

piątek, 4 listopada 2022

Żelazna orchidea – Marek Jankowski

Określenie „żelazna orchidea” ma dla mnie wymiar symboliczny. Zaklęta jest w nim pozorna sprzeczność: orchidea utożsamiana z pięknem i miłością, misterna w swym kształcie, w zestawieniu z szorstkim, twardym metalem. Gdy mówimy o kimś lub o czymś „żelazny”, to zwykle niesiemy przekaz o sile, trwałości, niezłomności. Żelazna orchidea w tym rozumieniu jawi się jako upamiętnienie ludzkich losów. I właśnie w tym kontekście odczytuję powieść Marka Jankowskiego.


Wolne Miasto Gdańsk było proklamowane oficjalnie w listopadzie 1920 roku. W latach 30-tych, to miejsce, do którego docierają echa krachu giełdowego w USA, i po które coraz śmielej wyciąga zaborcze ręce skażony skrajnym nacjonalizmem Hitler. Trafia na podatny grunt, albowiem prawie 95% mieszkańców w okresie międzywojennym to Niemcy. Relacje polsko-niemieckie na tych terenach to tykająca bomba, która wreszcie eksplodowała w końcówce lat 30-tych. Ten wątek jest w powieści szeroko rozbudowany.

Na tle wnikliwych źródeł historycznych, śledzimy losy polsko-żydowskiego chłopca Łukasza/Horsta. Schronieniem przed wojennym terrorem, ale i pułapką, ma być dla niego choroba psychiczna, której symptomów musi się nauczyć, aby móc przeżyć. Z pomocą dawnego przyjaciela rodziny, wciela się w anonimowego pensjonariusza zakładu dla psychicznie chorych w Srebrzysku, a potem w Kocborowie. Nie tylko pozorowanie ułomności ma przeprowadzić go przez ów okrutny czas. Szansą jest jego nieprzeciętny talent plastyczny...

Łukasz staje się mimowolnym świadkiem zbrodniczej akcji eksterminacji osób umysłowo chorych i upośledzonych prowadzonej przez Niemców w ramach akcji „T4” (od skrótu adresu biura, który koordynował zbrodnie: Tiergartenstraße 4 w Berlinie). Do gruntu bolesny i przejmujący obraz.

Horsta, po traumatycznych przeżyciach wojennych niesie wiara, że przyszłość pokryje gorzkie wspomnienia przeszłości. Tymczasem powojenny Gdańsk przytłoczony jest ogromem strat. Wyłania się z gruzowisk niczym „scenografia ze złej bajki”… Czy uda się bohaterowi odnaleźć w nim wspomnienie dawnej świetności, zapamiętanej z czasów sielskiego dzieciństwa?

Powieść zdecydowanie dla czytelników zainteresowanych literaturą piękną zbudowaną na mocnym fundamencie przekazu historycznego. Książkę wyróżnia bogata szata graficzna, zawierająca zdjęcia archiwalne oraz współczesne z miejsc, w których osadzona jest akcja.

Była to dla mnie trudna i przygnębiająca, ale jednocześnie poznawczo bardzo wartościowa lektura.


Zapisane cytaty:

„Człowiek jest znacznie silniejszy niż myśli.”

„Obietnica rozbudowanego systemu pomocy społecznej to chyba dobry lep na wyborców.”

„Szczęśliwi ludzie, którzy mają proste życiorysy.”

środa, 2 listopada 2022

Powierniczka opowieści – Sally Page

Sprzątaczka Janice wie, że poprzez opowieści ludzi, poznaje się ich prawdziwie. Ma wyjątkowy wgląd w otaczającą ją społeczność. Bo umie SŁUCHAĆ.


Janice – współczesna Szeherezada z mopem i ścierką w dłoniach. Sprzątaczka w bogatych domach, ekscentrycznych ludzi. Kolekcjonerka cudzych opowieści, za którymi, tłumiąc emocje i pragnienia, skrywa własną, przejmującą tajemnicę. Spotyka ludzi, którzy pragną zaprowadzić porządek w swoim życiu. Szukając poczucia bezpieczeństwa, usiłują odnaleźć klucz do uporządkowania własnych traum, czasami w dość osobliwy sposób. Jedna z nich, Fiona, borykająca się z bolesną stratą bliskiej osoby, tworzy miniaturowy świat lalek, aby nadać sens realnemu życiu. Ów świat to odzwierciedlenie jej opowieści.

„Inni mają gorzej”, tłumaczy sobie Janice, nieustannie trwając na ogromnej huśtawce, na której za wszelką cenę próbuje złapać życiową równowagę. Rozmowa z wiekową matką jednego z pracodawców, Panią B., coś w niej kruszy. Janice obiecuje sobie, że spróbuje przejąć kontrolą nad swoim życiem, tak, aby stać się wreszcie jego bohaterką. Czy jej się uda?

Ta książka uczy, że chociaż nigdy w stu procentach nie wejdziemy w położenie innej osoby w traumie, to jednak zawsze możemy okazać jej zrozumienie i empatię. Odnalazłam w tej ciepłej historii, klimat książek, które w ostatnim czasie wywarły na mnie duże wrażenie: „Życie Violette” oraz „Spacerujący z książkami”.

Zwykłe historie zwykłych ludzi – świadectwo niezwykłości ludzkich losów. Według zapewnień autorki – wszystkie prawdziwe.
Siła empatii i otwarcia na drugiego człowieka.

Spróbujcie wysłuchać Janice. Może to właśnie jej chcielibyście powierzyć także swoją opowieść?


Zapisane cytaty:

„Ludzi tak naprawdę poznaje się przez ich opowieści.”

„O DNA książki opowiada jej ciężar, to, jaka jest pod palcami, zapach papieru, kolor i tekstura wklejek, to, czy grzbiet jest płaski, czy zaokrąglony […], to, w jaki sposób każde wytłoczenie i druk wydają się inne pod opuszkami palców i jak każda książka otwiera się w inny sposób, zdradzając sekret ulubionej historii […].”

„Małżeństwo powinno być grą zespołową.”

„Nie powinnaś nigdy tracić nadziei, bo nadzieja zmienia wszystko.”

środa, 19 października 2022

Powiem ci coś – Piotr Adamczyk

Powiedzieć COŚ o „Powiem ci coś” nie jest tak prosto. Bo konstrukcja książki jest nietypowa i myślę, że nie trafi do każdego czytelnika. Mnie urzekła, chociaż przyznam, że wolę inne fabuły autora – pełną uroku „Dom tęsknot”, czy temperamentną i gęstą w fakty historyczne i emocje „Fermę blond”.


Z jednej strony śledzimy wątek kryminalno-sensacyjny, pełen człowieczego brudu i zła, oscylujący wokół handlu żywym towarem, z drugiej zaś słuchamy sensualnych historii Piotra…, bo to właśnie on ma nam COŚ do powiedzenia. O swoim życiu, oczekiwaniach, radościach, smutkach. Jego przemyślenia dotyczą otaczającej go, ale i każdego z nas, rzeczywistości. Piotr to pisarz. Pisze książkę niepokojąco zbliżoną do wydarzeń, które rozgrywają się nieopodal jego sąsiedztwa… Co tu jest prawdą, a co wymysłem konstruującego fabułę pisarza, który sam o sobie pisze, że „głowę ma pełną niepotrzebnych tęsknot”?

Wiele z jego przemyśleń było mi bliskich. Urzekł mnie fragment odnoszący się do zasadności oceniania książek w jednym z portali czytelniczych, który nawiasem mówiąc bardzo lubię, i z którego sama od lat korzystam. Ale uwagi autora – w punkt! Dygresje, czasami króciutkie, czasami dłuższe, miejscami przybierają charakter poetycki, innym razem sentencjonalny. Z wieloma łatwo było mi się identyfikować. Spostrzeżenia przenikliwe, chwilami słodko-gorzkie, ironiczne, idealnie wyłapujące piękno i brzydotę ludzkich namiętności, czy też absurdy teraźniejszości.

Piotr wynajmuje mieszkanie nietuzinkowej malarce, Tulince. Z czasem między nimi zaczyna skrzyć namiętność, przy czym związek bardziej ma charakter intelektualnej fascynacji, niż erotycznego napięcia.

Siłą powieści jest barwny język, obfitujący w metafory, podbijający ekspresję całości.

Spróbujcie wsłuchać się/wczytać, w to, co do powiedzenia ma Piotr…


Zapisane cytaty:

„Książka – porozumienie między rozdziałami.”

„Miłość to efekt cieplarniany w środku człowieka.”

„Miłość. Wyszła z domu i nie wróciła.
Ktokolwiek wie o losie zaginionej, proszony jest.”

„Miłość to po prostu wynik dodawania nas do siebie.”

„Miłość to błogi stan nieważkości, dopóki cię nie dosięgnie grawitacja.”

„Ślepa miłość powstaje wtedy, gdy Amor nie trafia strzałą w serce, lecz w oko.”

„Mądrość zaczyna się wtedy, gdy nie tracisz nadziei, ale pozbywasz się złudzeń.”

„Niby wszyscy składamy się z takich samych atomów, ale niektórzy mają wredniejsze.”

„Ludzie nie mają pojęcia o odpowiedzialności, jaka spoczywa na czarnych kotach – ledwie się one obudzą, a już muszą się zastanawiać, komu dziś przynieść pecha.”

„W kobietach bardzo seksowne są książki, które przeczytały.”

„Kobieta powinna być zadbana przede wszystkim intelektualnie.”

poniedziałek, 10 października 2022

Testament – Cezary Harasimowicz

„Drugiemu człowiekowi trudno zrozumieć, co inny człowiek ma w sercu.”


Zanim sięgnęłam po „Testament” zastanawiałam się, co ja właściwie wiem o Tadeuszu Kościuszce? Bohater narodowy Polski i Stanów Zjednoczonych w czasie wojny o niepodległość tego kraju. Wódz polskiego powstania narodowego przeciw Rosji i Prusom w 1794 roku (insurekcja kościuszkowska). Niedaleko mojego miasta dowodził bitwą pod Maciejowicami, w wyniku której został wzięty do niewoli. No i jeszcze zwycięskie starcie zbrojne z wojskami rosyjskimi pod Racławicami. Jego imię nosi niezliczona ilość ulic, szkół, a także najwyższy szczyt Australii, po całym świecie rozsiane są pomniki ku jego czci. Ach! I jeszcze krakowski Kopiec Kościuszki, do którego „spacerował” Felicjan Dulski, krążąc wokół stołu w jadalni mieszczańskiej kamienicy w dramacie Gabrieli Zapolskiej. Krótko mówiąc posągowy obraz i okrojona do encyklopedycznych formułek wiedza.

Tymczasem Cezary Harasimowicz napisał książkę, która „uczłowiecza” ów patetyczny i mocno podręcznikowy wizerunek. Ściąga generała z piedestału, także dzięki oryginalnie prowadzonej narracji. Losy Kościuszki poznajemy za sprawą „wspomnień” szeregowca Agrippy Hulla, który faktycznie w czasach amerykańskiej części biografii Kościuszki, był jego ordynansem. Narracja, stylizowana na mowę prostego człowieka, wciąga od samego początku. Jest wartka, żywa, pełna dygresji i miejscami ma jowialny charakter. Wielbiciele przygód Wojaka Szwejka będą czerpali z tej lektury wielką satysfakcję. Agrippa opowiada barwnie, sprawia, że czytamy „jakbyśmy tam byli i na własne oczy wszystko widzieli”. Sam o sobie mówi, że „gadać” lubi i robi to ze swadą.

Tytułowy testament, to zapis ostatniej woli Kościuszki, która nigdy nie została wypełniona. Dlaczego? Zawiódł zaprzyjaźniony z nim Tomasz Jefferson, ówczesny wiceprezydent, a od roku 1801 roku, prezydent USA). Majątek Kościuszki, w tym niewypłacony wcześniej żołd oficera amerykańskiej rewolucji, miał być zgodnie z jego postanowieniem przekazany na wykupienie tylu czarnoskórych niewolników, aby pozostałe pieniądze zapewniły im edukację oraz godne warunki życia. Tą decyzją Kościuszko niejako przyrównał los chłopów pańszczyźnianych w Rzeczpospolitej, do trudów życia czarnych niewolników w Stanach Zjednoczonych. Zdecydowanie w swoich poglądach społecznych wyprzedzał epokę, w której żył. Bardzo możliwe, że także bliskie relacje z czarnoskórym ordynansem Hullem miały na to wpływ.

Z książki wyłania się naprawdę wyjątkowa osobowość światłego człowieka, dla którego idea wolności była tętnem życia. Ale też niekwestionowanym i przesympatycznym bohaterem tej opowieści jest Agrippa. Prostolinijny, z poczuciem humoru i cudownym dystansem do rzeczywistości, mistrz wyłapywania absurdów swoich czasów.

Kościuszko za sprawą Harasimowicza nabrał dla mnie realnych cech. A styl książki, choć bardzo oryginalny, zaciekawia i cudownie prowadzi przez meandry historii i polityki, ale także rozbawia. Brawo!

Dziękuję Wydawnictwo Agora za egzemplarz książki.


wtorek, 27 września 2022

Cisza w Pogrance – Marcin Pilis

Cisza w Pogrance, to cisza nad całym Wołyniem. To milczenie ziemi, na której z(a)marło życie. Ale to także cisza, która na dziesięciolecia spowiła pamięć o tym, co wydarzyło się na polskich wschodnich kresach latem 1943 roku. Historia rodzinna i miłosna opowiedziana na kanwie wydarzeń, określanych jako rzeź wołyńska. Jednych z najtragiczniejszych w dziejach Polski i wciąż moralnie trudnych do historycznej interpretacji.



Bardzo smutna książka. Napisana kunsztownie. Niemalże poetycko. Ze współbrzmiącym dysonansem piękna narracji i okrucieństwa faktów. Jest w niej jakaś nostalgia, nieukojona tęsknota za tym co bezpowrotnie minęło. Ale także żałość wywołana ludzką niegodziwością, wynaturzeniem i bestialsko zadawaną śmiercią.

Rodzeństwo Wodzańkich – nastolatki Lena i Marysia oraz ich młodszy brat Bogdan, dorastają w pełnej dobra i równowagi rodzinie polsko-ukraińskiej. Niestety spokój rodzinny i spokój całej wioski niszczą nasilające się bandyckie napady nacjonalistów ukraińskich na polskie wioski.

Wołyń był zbrodnią o etnicznym rodowodzie. Zabijano „Lachów, nie ludzi.” – cóż za absurdalny „motyw”! Zastanawiam się, czy ta powieść przybliżyła mnie do zrozumienia ZŁA, jakie wówczas się zadziało? I z przekonaniem odpowiadam: NIE. Jeszcze bardziej nie rozumiem, dlaczego sąsiad zadawał śmierć sąsiadowi „tylko” za przynależność do takiego, a nie innego narodu!

Autor próbuje przerzucić pomost między czasem przeszłym a teraźniejszym. Wołyń to wciąż temat niezamknięty, jątrzący. „Ciszę w Pogrance” czyta się dodatkowo trudno w kontekście współczesnych wydarzeń. Rosyjska agresja na Ukrainę w lutym 2022 roku wywołała w polskim społeczeństwie empatyczne gesty wsparcia skierowane w stronę ukraińskich obywateli. To budujące, że właśnie w takiej chwili ludzie stanęli ponad złem, które wydarzyło się przed laty. Jednakże ono się wydarzyło, i nic tego nieprawdopodobnego okrucieństwa z kart historii wymazać nie może. Przez szacunek dla tych, którzy wówczas zginęli, i jako przestroga dla potomnych, tego zła nie można okryć ciszą.

Bogdan, najmłodszy z rodzeństwa Wodzańskich, całe życie wypierał pamięć o dzieciństwie w Pogrance. Podświadomie wolał być człowiekiem bez korzeni. Bez świadomości minionych pokoleń. Dopiero zakończenie książki daje czytelnikowi odpowiedź, dlaczego wybrał ucieczkę od własnej przeszłości.

Zakończenie, które...

Zamilknę ciszą zatrwożoną i pełną niedowierzania…

Przeczytajcie tę książkę.

Wsłuchajcie się w złowrogą ciszę otulającą wołyńską ziemię…



Zapisane cytaty:

„Strach jest po to, żeby cię chronił.”

„Nasza pamięć to nasza przyszłość.”

„Żyjemy w przeświadczeniu o niemożliwości zbrodni masowych w naszych czasach, ale cała przeszłość też kiedyś była „naszymi czasami”. Zawsze jacyś ludzie musieli żyć w teraźniejszości, w której to się działo. Wszystkie wojny toczyły się w „naszych czasach”. Każda przeszłość była kiedyś teraźniejsza.”

piątek, 16 września 2022

Po tamtej stronie chmur – Tomasz Betcher

Akcja powieści rozgrywa się w dwóch przestrzeniach czasowych: w okresie przedwojennym i wojennym oraz współcześnie.


W roku 1920 w wielkopolskim majątku baronostwa Bury-Steinke, Dębieniec, na świat przychodzą bracia bliźniacy Teodor i Bruno, których różni usposobienie, wygląd, życiowe postawy, a łączy pasja do latania. Druga wojna światowa rozdziela braci, a ich los zostaje naznaczony tajemnicą, która kładzie się cieniem na kolejnym pokoleniu.

Magda i Wiktoria to z kolei siostry, żyjące współcześnie w Trójmieście. Każda z nich kieruje się w życiu różnymi priorytetami, każda boryka z własnymi problemami. Zaskakujące wspomnienia ich dziadka, ponad stuletniego Edka, mają szansę stać się ogniwem zbliżającym do siebie młode kobiety.

Bardzo lubię lotnicze fabuły, a w tej powieści są dodatkowo odniesienia do miasta, które niemalże od początków polskiej awiacji jest z nią związane. To prywatnie „moje” miasto, w jego lotniczym klimacie wychowałam się. W książce czuć duszę i klimat początków lotnictwa w Polsce i oddana jest jego waga w okresie drugiej wojny światowej.

Zaskoczyło mnie pozytywnie, że autor – mężczyzna, tak delikatnie potrafi pisać o uczuciach i wiarygodnie nakreślić subtelne niuanse charakterologiczne stworzonych przez siebie postaci. Ale z drugiej strony, nie przekonały (przynajmniej w tej części sagi) dwie współczesne bohaterki – siostry Magda i Wiktoria. Uważam, że wątek retrospektywny jest bardziej wciągający, bohaterowie bardziej „pełni” i zwyczajnie ciekawsi. Może w kolejnych częściach postacie sióstr, podążających tropem historii swojego wiekowego dziadka Edka, lepiej się rozwiną i dane mi będzie bardziej zaangażować się w przeżycia współczesnych bohaterów.

Autor świetnie rozłożył napięcie, wiele wątków pozostawił wciąż otwartych, zakończenie ani o krok nie przybliża nas do poznania prawdy o losach nestora rodu. To zdecydowanie rozbudza apetyt na dalszą lekturę. Zatem niecierpliwie czekam na kolejne części serii.

wtorek, 13 września 2022

Zaginione dziecko – Emily Gunnis

„Zaginione dziecko” uświadamia, że nikt z nas nie jest wyizolowanym bytem, a historia rodziny jest istotnym składnikiem naszej tożsamości.


Dobrze trzymający w napięciu psychologiczny dramat wielopokoleniowej rodziny. W książce poruszone są tematy związane z depresją poporodową i macierzyństwem, przemocą domową i zespołem stresu pourazowego. Dobry finał. Fanom gatunku ta książka się bardzo spodoba. Mnie ujęła prawda zapisana w psychologicznych portretach każdej z postaci.

Podczas czytania nieustannie towarzyszyło mi wrażenie powtarzalności losu, który stał się udziałem głównych bohaterek. Autorka sprawnie połączyła w poruszającą całość pozornie odległe elementy wydarzeń z życiorysów spokrewnionych ze sobą kobiet z różnych pokoleń.

Niespełna trzynastoletnia Rebeka jest świadkiem tragicznych wydarzeń w rodzinnym domu. W jednej chwili życie tracą oboje jej rodzice. Kto jest ofiarą, a kto agresorem?

Wiele lat później córki Rebeki, pozostające ze sobą w bardzo luźnych relacjach Iris i Jessie, żyją ze świadomością, że przeszłość ich straumatyzowanej mamy kryje bolesną tajemnicę. Jednak jej milczenie onieśmiela siostry przed stawianiem pytań. Wszystko zmienia się, gdy po porodzie, młodsza z nich, Jessie, znika wraz ze swoim nowonarodzonym i chorym dzieckiem. Rozpoczyna się dramatyczna pogoń za zdesperowaną młodą mamą i za… przeszłością, bo to właśnie ona może zawierać wskazówkę prowadzącą do zrozumienia rodzinnych traum i… odnalezienia Jessie i jej dziecka.

Świetnie w tej powieści poprowadzona jest podwójna oś czasu. Główna akcja rozgrywa się współcześnie (siostry Jessie i Iris), ale ma swoje źródła w wydarzeniach przypadających na lata 60 XX wieku (Rebeka, matka wspomnianych sióstr) oraz wcześniejszych – w okresie II wojny światowej (wspomnienia Harriet, matki Rebeki). Najbliższą mi postacią była właśnie nestorka – Harriet, a więc bohaterka, od której właściwie rozpoczęła się ta przemilczana przez pokolenia rodzinna historia. Jej wersję wydarzeń poznajemy za sprawą fragmentów prowadzonego przez nią pamiętnika. Wstrząsające są także przeżycia Jacoba, męża Harriet, który pisze do swojej młodej żony pełne rozpaczy listy z frontu II wojny światowej. Skala okrucieństwa przerasta go i finalnie wpędza w to, co obecnie określa się jako zespół stresu pourazowego. Jacob nie zdawał sobie sprawy z tego, że człowiek potrafi drugiemu człowiekowi zadać tyle absurdalnego bólu. Jego los to także pewna powtarzalność. Powtarzalność zła… To wyjątkowo dramatyczna i niejednoznaczna postać w tej powieści.


Za egzemplarz do recenzji
bardzo dziękuję Wydawnictwu Świat Książki

Zapisane cytaty:

„[…] stawianie siebie na pierwszym miejscu, to nie egoizm.”

„Boimy się mówić o śmierci, przekonani, że w ten sposób ją przyciągamy; łudzimy się, że zignorowana, może nas nie zauważyć.”

„Kobiety są najbardziej zajadłymi krytykami kobiet.”




piątek, 2 września 2022

Ostatni ślad – Charlotte Link

Odwołany z powodu mgły lot samolotu z londyńskiego lotniska Heathrow do Gibraltaru, krzyżuje plany Elaine Dawson i w efekcie wywołuje całą lawinę zdarzeń, które tworzą historię tej powieści. Ślad po cichej i niepozornej kobiecie ginie. Nie dotarła na planowany ślub koleżanki. Czy przydarzyło się jej coś złego? Czy może wykorzystała moment, aby uwolnić się od niepełnosprawnego, despotycznego brata, którym się opiekuje? Pięć lat później Rosanna, koleżanka Elaine, na której ślub wybierała się feralnego, mglistego dnia, rozpoczyna dziennikarskie śledztwo: gdzie jest Elaine, czy możliwe, aby żyła?


Niezawodny warsztat pisarski i wciągająca narracja – oto Charlotte Link w bardzo dobrej odsłonie psychologicznego thrillera i kryminału w jednym. Autorka ma niebywałą umiejętność powoływania w fikcyjnym świecie literackim, wiarygodnych postaci, którym towarzyszymy empatycznie od pierwszej do ostatniej strony książki. Tak też jest w przypadku „Ostatniego śladu”, gdzie psychologiczne portrety bohaterów zbudowane są z dużą dbałością. Każdy z nich jest wielowymiarowy, przekonujący. Lektura angażuje emocjonalnie w przeżycia bohaterów. Zawiązana zagadka kryminalna dobrze trzyma w napięciu, ciekawi, w jakim kierunku rozwinie się akcja. Link świetnie zwodzi czytelnika. Wydaje się, że jesteśmy blisko rozwiązania wszystkich wątków, gdy pojawiają się zupełnie nowe aspekty historii. Konstrukcja fabuły mistrzowska. Właściwie do końca trudno wytypować finałowego autora zła.

Lubię książki z obrazowo skomponowanym światem otaczającym bohaterów. Lubię niuanse, informacje i wątki obudowujące motyw przewodni, bo umożliwiają dobre wyobrażenie sobie uwarunkowań kierujących bohaterami i sprzyjają pełnemu zaangażowaniu emocjonalnemu w fabułę. To wszystko w „Ostatnim śladzie” znalazłam.

Zakończenie nie było po mojej myśli, trochę mnie zasmuciło… Zżyłam się bardzo z jedną z bohaterek…


Zapisane cytaty:

„Czasem trzeba żyć z nierozwiązanymi zagadkami.”

„Wszyscy żyjemy uwięzieni w świecie pozorów.”

wtorek, 23 sierpnia 2022

Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości – Swietłana Aleksijewicz

„Mechanizm zła będzie działał i podczas apokalipsy.”

Historia jednej z najtragiczniejszych w skutkach awarii nuklearnej, opowiedziana losami konkretnych ludzi. Autorka oddaje głos jednostkom: mieszkańcom Prypeci i okolicznych wsi, nielegalnym mieszkańcom strefy zakazanej, dzieciom i staruszkom, żołnierzom „likwidatorom” i członkom ich rodzin, ludziom nauki. I proszę mi wierzyć, że określenie, iż są to głosy przejmujące, czy nawet wstrząsające, to za mało.


Nad prawami fizyki i nauki, nad prawami człowieka, odwiecznymi prawami natury, ważniejsze było prawo polityki i twarde zasady propagandy komunistycznego państwa. Ideologia ponad życie jednostki. Priorytetem była WŁADZA, a marginalne istnienie człowieka. Kłamstwa roztaczane po awarii reaktora stanowią soczewką ustroju i trwającej tzw. zimnej wojny, ówczesnej sytuacji politycznej Europy i świata. Zaś reakcje zwykłych ludzi kwintesencją mentalności, jak określają to sami bohaterowie, „człowieka radzieckiego”.

W reportażu wybrzmiewa szacunek autorki nie tylko do losu pojedynczego człowieka, ale do każdej żyjącej istoty. Porażają opisy zabijania zwierząt przez „likwidatorów”.

To nie jest zapis faktów dotyczących samej awarii, ale wspomnienia ludzi, którym reaktor pogrzebał życie, jakie dotychczas wiedli. W Czarnobylu nie tylko eksplodował reaktor jądrowy, ale rozsypał się cały system wartości.

Aleksijewicz stworzyła z indywidualnych opowieści zbiorowy portret „człowieka czarnobylskiego” naznaczonego komunistycznym systemem.

Wybitny reportaż Swietłany Aleksijewicz, laureatki Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 2015 roku.

niedziela, 21 sierpnia 2022

Mnogość rzeczy – Marcin Pilis

Marta i Mariusz – jeden świat utkany z dwóch kontrastowych bytów. Dwoje młodych ludzi z dwóch różnych przestrzeni – ona początkująca aktorka, on naukowiec-fizyk. Ich spotkanie mogło być tylko dziełem przypadku, albo też jak uważał Mariusz „namnożeniem się zbiegów okoliczności”. A może niezbadanej siły wyższej, bo tylko ona mogła maczać palce w zbliżeniu tego, co z zasady zdaje się być sobie obce.


To nietuzinkowo opowiedziana historia miłości skażonej brutalnością. Ubrana w piękny, literacki język. Początkowo narracja, może wydać się mocno… intelektualna, przefiltrowana przez analityczne postrzeganie świata zafascynowanego fizycznymi prawami naukowca. Ale wybrzmiewa przez nią wrażliwość Mariusza, piękno uczuć i absolutna czystość intencji. I jest istotna dla tego, co wydarzy się w dalszej części powieści. Mariusz „narzuca wszystkiemu co go otacza matematyczną szatę”, aby oswoić świat, przybliżyć, zwyczajnie: rozumieć.

Lektura tej książki była dla mnie smakowaniem słów, spotkaniem z całym bogactwem środków literackich, które pozwalały mi odnaleźć się zarówno w pięknie, jak i niewyobrażalnym okrucieństwie, które stało się ostatecznie udziałem Marty i Mariusza. O uczuciu, jakie się między nimi narodziło marzy każdy. Tak jak każdy boi się wyrafinowanego ZŁA, które ich spotkało i diametralnie zmieniło życie.

Wyraziście oddane są charaktery wszystkich postaci, nie tylko tych głównych. Bo tutaj każda postać jest ważna, każda ma swoje pięć minut, istotne dla całej historii związku Marty i Mariusza.

Eksplozja uczuć, z której kształtował się związek Marty i Mariusza, powinna zaowocować pięknem i dobrem. Niestety, nie wszystko zależało od nich samych. Spotykali na swojej drodze do gruntu złych ludzi…

Z ciekawością rozpoczynam poznawanie twórczość Pana @marcinpilis_autor

Zapisane cytaty:

„Równania są bowiem wzorami złożoności bytów, a zależności symboli obu stron to niekończąca się mnogość rzeczy całego naszego świata.”

„Przeczucie sięga tam, gdzie jeszcze nie jesteśmy, sięga poza nas samych zawartych w danej chwili. Przeczucie mówi nam, że coś, co się ma wydarzyć, już się wydarzyło.”

„Nigdy nie wiesz, co uczynisz w przyszłości, czy zachowasz się w zgodzie z wyznawanymi wartościami.”

piątek, 19 sierpnia 2022

Tysiąc pocałunków – Tillie Cole

Niestety, nie mam zbyt dużo do napisania o powieści, która od jakiegoś czasu rozpala książkowe media społecznościowe. A strasznie żałuję, bo naprawdę oczekiwałam zupełnie czegoś innego. 


Tymczasem książka okazała się zbyt ckliwa, nawet jak na moją dość wysoką tolerancję dla wzruszających, chwytających za serce fabuł. Choć sam pomysł na motyw przewodni – gromadzenie w postaci karteczek zapisanych pięknych chwil, dokładnie wyjątkowych pocałunków – fajny w swojej idei. Niestety opowiedziane schematycznie. Do cna przesłodzone. Czegoś zabrakło, jakiejś prawdy. Napisana jest z założenie w sposób, który ma wycisnąć jak najwięcej łez. I przyznam, że się udało, bo choć czytałam z rosnącą rezerwą, w końcu jakaś łezka się zakręciła i w moim sceptycznym oku. Piękne w swojej istocie przesłanie o miłości, wybaczaniu, wsparciu, podążaniu drogą pasji i marzeń, podane w sposób taki… papierowy, a miejscami wręcz trywialny. No szkoda, naprawdę bardzo mi szkoda, bo mogła być z tego mądra książka!

Ale!

Wierzę, że „Tysiąc pocałunków” może się podobać, że może poruszyć i „serce niemal wyrwać z piersi”, bo przecież w literaturze szukamy między innymi intensywnych emocji, a ta ich dostarcza. Tylko niestety dla mnie zostało to pokazane w zbyt uproszczonym i oczywistym wydaniu. W podobnej tematyce, ale bez porównania bardziej dojrzała, jest np. książka „Gwiazd naszych wina”.

Moim zdaniem całą historię pogrążyło zakończenie.