środa, 27 września 2023

Lata – Annie Ernaux

Annie Ernaux to moje ostatnie odkrycie. Zwykle z niepokojem sięgam po twórczość noblistów, bo zwyczajnie boję się, czy nie przerośnie mnie jej intelektualizm :) Jakież to były bzdurne obawy w tym przypadku! Fakt – początek książki jest wymagający, bo trzeba dostosować się do retoryki Ernaux. Ale kiedy już złapałam rytm, zrozumiałam zabieg bezosobowej narracji i wpasowałam się w styl – przyszło olśnienie! Przewspaniała literatura! Choć na pewno jest to powieść bardzo francuska – bo bliska historycznym, kulturowym i obyczajowym przemianom tego społeczeństwa. Ale zapewniam, że każdy znajdzie w niej swój świat. Swoje „lata” w „Latach” Ernaux.


Miejscami ta książka to strumień myśli, gry słowne. Zlepek wierzeń, schematycznych przekonań. Ernaux obrazami, czasami hasłowo opowiada o dzieciństwie i dojrzewaniu swojego pokolenia. Pejzaż przeszłości zamknięty w skrawkach wspomnień. Nostalgiczna podróż do świata, który nie cierpiał jeszcze na konsumpcjonizm, kiedy łatwiej było odróżnić dobro od zła.

Doskonała rejestracja zbiorowej historii wpisanej w indywidualną pamięć.

Autorka rozlicza się nie tylko z własnym dorastaniem i dojrzewaniem, ale też rzeczywistością Francji, Europy i Świata XX wieku. Wpatrując się w siebie szuka tożsamości swojego pokolenia, istnienie jednostki wtapia w przemianę rzeczy i obyczajów.

Co zostaje w naszej pamięci? W jakim kierunku zmierza świat, a w jakim ja? gdzie jest moje miejsce?

Ta książka spowodowała, że nabrałam ochoty, aby obejrzeć swoje zdjęcia z dawnych lat i przypomnieć sobie, co wówczas myślałam i kim byłam?

To niesamowite, jak udało się autorce operującej z pozoru bezosobową narracją nakreślić tak intymny pamiętnik. Coś wspaniałego!


Cytaty:

„Między seksem a uczuciem leży nieskończona przepaść.”

„Czy byłabym szczęśliwa mając inne życie?”

niedziela, 24 września 2023

Olive powraca – Elizabeth Strout

Powróciłam do Olive jak do starej, dobrej znajomej. Olive jest starsza niż w pierwszej części, zatytułowanej po prostu „Olive Kitteridge”. Zmieniła się jej sytuacja rodzinna, osobista. I mam wrażenie, że zmieniła się ona sama. Złagodniała. Stała się bardziej stonowana, refleksyjna. Wciąż przenikliwa, czasami wścibska, kąśliwa. Ale przy tym tak cudownie, zwyczajnie ludzka. I prawdziwie empatyczna. Rozumiejąca, choć nie koniecznie wyrozumiała. Olive uczy, że rozmowa jest kluczem do porozumienia. I, że nigdy nie jest na nią za późno.


Podobnie jak w przypadku „Olive Kitteridge”, mamy do czynienia ze specyficzną kroniką życia głównej bohaterki i otaczających ją mieszkańców niewielkiego miasteczka Crosby w Nowej Anglii na północy USA. Niektórzy z nich są Olive bliscy, inni nie. Ale historia każdej postaci tworzy kalejdoskop pasjonujących ludzkich życiorysów.

Strout gra naszymi emocjami, ale nie wykorzystuje ich. Doskonale kreśli uczucia dojrzałych ludzi i określa ich prawo do bliskości. Prawo do własnego życia, w tym uczuciowego. Tak łatwo wśród powieściowych bohaterów, ich przeżyć, refleksji, życiowych postaw, odnaleźć siebie samego. To książka o przemijaniu, o starzeniu się, ale ileż w niej życia!

Rozstajemy się z Olive bardzo już starą. Olive, która musi „zaprzyjaźnić” się z… pieluchami dla dorosłych. Olive, która z racji starczej, postępującej niedołężności traci samodzielność i mobilność.

Ale nie traci godności. Specyficznego poczucia humoru. Błyskotliwości.

Będę za tobą tęskniła Olive…

Bardzo. Bardzo. Bardzo.

Ach, Olive…


Audiobook w interpretacji pani Izy Kuny – wspaniały!

I nie wiem dlaczego, ale ta część podobała się mi jeszcze bardziej niż część pierwsza. Może to właśnie zasługa lektorki?

sobota, 23 września 2023

Cieszę się, że moja mama umarła – Jennette McCurdy

Tytuł tej książki jest wstrząsający. No bo jak można cieszyć się ze śmierci kogokolwiek? A już MATKI??? Czyż nie jest to wbrew naturze, wbrew temu co wpaja się nam od najmłodszych lat? „Rodziców trzeba szanować. Kochać. Słuchać. Chcą naszego dobra. Robią dla nas wszystko. Poświęcają nam swoje życie.” Kłamstwo i prawda tych sformułowań wałkowane są zapewne w niejednym gabinecie psychoterapeutycznym na całym świecie…


„Cieszę się, że moja mama umarła” to gorzkie wspomnienia małoletniej gwiazdki amerykańskiej telewizji, od dziecka prowadzonej za rączkę przez matkę do sukcesu w show-biznesie. Jennette przez lata nie była świadoma, że jej matka poddaje ją psychologicznemu praniu mózgu. Matka głęboko zaburzona. Matka, która z córki uczyniła narzędzie do zaspakajania własnych chorych ambicji. Brrr! – mam „uczulenie” na rodziców manipulujących swoim dzieckiem. A pani McCurdy to klasyczny, rzec można: encyklopedyczny obraz osoby na wskroś toksycznej.

Jennette dojrzała do walki o siebie i do uwolnienia się z patologicznej więzi, która definiowała ją nawet po śmierci matki. Dopiero kiedy podjęła terapię, by zmierzyć się z uzależnieniami, uświadomiła sobie destruktywny wpływ matki na ukształtowanie jej jako kobiety. Niektóre opisy łączących ich relacji są… niesmaczne. Pani McCurdy przekraczała wszelkie granice poszanowania godności, a nawet intymności. Odbierała córce prawo do samostanowienia i zwyczajnie wykorzystywała dla zysku materialnego. Była uosobieniem najwyższego braku szacunku dla dziecka. Totalne uprzedmiotowienie i podporządkowanie własnym wizjom.

niedziela, 10 września 2023

Regulamin tłoczni win – John Irving

Prowadzony przez ekscentrycznego doktora Wilbura Larcha sierociniec St. Cloud's w stanie Maine, to miejsce wyjątkowe. Przybywają tutaj kobiety, aby urodzić i zostawić niechciane dzieci. Albo… poddać się aborcji. To także dom Homera Wellsa, który po kilku nieudanych próbach adopcji, ostatecznie pozostaje w ośrodku i dorasta pod okiem ukochanego opiekuna. Sierociniec staje się dla niego domem, a nie przystankiem do pozyskania nowej rodziny. Jego życie odmienia pojawienie się w St. Cloud's młodych zakochanych: Candy i Wally'ego. Oni dają Homerowi miłość i przyjaźń. Rodzinę. W przewrotnej konfiguracji.


Po raz pierwszy z twórczością Irvinga zetknęłam się jako nastolatka, dzięki książce „Świat według Garpa”. Od Garpa skradłam marzenie o szczęściu czerpanym ze zwyczajnego bycia z najbliższymi. Kilka lat później, poznałam smak tego niemalże intymnego uczucia, towarzyszącego rodzicom skradającym się do pokoju swoich śpiących dzieci, by na nie popatrzeć i doświadczyć szczęścia.

„Regulamin…” to chyba sztandarowe dzieło Irvinga. Styl pisarza zachwyca intelektualnie, przede wszystkim porusza, budzi emocje. Irving ma rzadko spotykany dar opowiadania. Z charakterystyczną kąśliwością i dystansem, subtelnym humorem, czasami przewrotnym. Idealny mariaż komizmu i dramatu. Nie koloryzuje, wręcz przeciwnie – nie boi się chropowatości w kreowaniu literackiej rzeczywistości, jest niezastąpiony w wizualizacji. Czuć jego fascynację powieścią XIX-wieczną. Wyrazista fabuła, długa narracja z dobrze zarysowanymi postaciami. Tworzy świat pełny. Nawet postacie drugoplanowe wchodzą w życie wiodących bohaterów ze swoją obszerną historią.

Akcja „Regulaminu…” rozciągnięta na przestrzeni kilkudziesięciu lat, powoduje, że czytelnik przywiązuje się do bohaterów i silnie przeżywa ich losy.

Powieść dogłębnie poruszająca, tkliwa, osobliwa, angażująca emocje i myśli. Wysłuchałam jej w formie audiobooka w genialnej interpretacji pana Marcina Popczyńskiego. GENIALNEJ!

Zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie czytałam. Lektura obowiązkowa, jeśli zależy nam na kształtowaniu własnego gustu literackiego.

Na podstawie książki nakręcono film "Wbrew regułom". 

Cytaty:

„Jeżeli grzechem jest wywyższać się nad innych, to wywyższać się ze względów moralnych, jest grzechem najcięższym.”

„Nawet w czasach najbardziej oświeconych, będą się rodzić niechciane dzieci"

„Z upływem czasu ludzie, którzy tak wiele kiedyś dla nas znaczyli, wyłaniają się z mroków zapomnienia ujęci w cudzysłów.”

sobota, 9 września 2023

Adela nie chce umierać – Aga Antczak

Tytuł może zrażać. No bo zwykle mało kto chce czytać o umieraniu… I jeszcze adnotacja na okładce (chyba marketingowa) „Jest miłość po Auschwitz...” Otóż jeśli podchodzicie sceptycznie do powieści, które wykorzystują „obozowo-wojenne tło” do budowania wymyślonej fabuły, to w tym przypadku możecie być spokojni. Tematyka obozu jest tutaj przemyślanym punktem odniesienia dla zobrazowania związku Adeli i Adolfa.


Poznajemy ich jako osoby bardzo dojrzałe, dobiegające dziewięćdziesiątki. Całkiem naturalnie, pogodzeni z upływem czasu, zaczynają rozmawiać o końcu swojego życia… Choć mają za sobą tyle wspólnych lat, nie zgłębiali swojej przeszłości obozowej, ani przedwojennej. Nie znali swoich korzeni, dziejów swoich rodzin. Nie mówili o tym. Nigdy. Aż do teraz, gdy mają ponad 90 lat! Temat Auschwitz, który obydwoje przeżyli (chociaż oddzielnie, poznali się dopiero po jego wyzwoleniu), staje się pretekstem do przywołania faktów z ich życia właściwie już na jego finiszu, Oto Adela i Adolf postanawiają po raz pierwszy opowiedzieć o sprawach i wydarzeniach, o których milczeli przez dziesięciolecia.

To opowieść o miłości. Nietuzinkowa. Piękna. Naprawdę piękna. Dla mnie wartościowe było też wspomnienie postaci prawdziwych – np. legendarnej położnej Marii Leszczyńskiej.

Ujmuje poszanowanie Autorki dla autentycznych więźniów Auschwitz, których numery obozowe przypisała powieściowym Adeli i Adolfowi. Ich prawdziwe dane znalazły się w przypisach.

Intryguje drugi wątek – przodków Adeli i Adolfa. W przypadku Adeli historia zahacza o uzdrowisko dla gruźlików w Davos i nawiązuje do historycznych postaci, w tym pisarza Tomasza Manna. Lubię takie smaczki w powieściach.

Bardzo emocjonalna lektura. Wzruszająca i inspirująca do refleksji nad własnymi uczuciami i tym, co w życiu jest najważniejsze.

Nacechowana szacunkiem autorki do osób starszych, znajdujących się u schyłku swojego życia. Antczak nie odbiera im prawa do niczego – do miłość zaś przede wszystkim.


Cytat:

„Matematyka jest piękna, jest opisem świata i robi to lepiej niż największa literatura. Literatura potrafi zabić, matematyka pozwala przeżyć.”

poniedziałek, 4 września 2023

Szymek – Piotr Kościelny

Ambitny niegdyś policjant, obecnie zmagający się z problemami alkoholowymi i wyrzutami sumienia, z powodu tragicznej pomyłki w prowadzonym przez siebie dochodzeniu o seryjne morderstwo, staje przed nową sprawą. Z pozoru prostą. Usiłuje znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego dwóch braci w przeciągu kilku dni podjęło próby samobójcze?

Skuteczne próby samobójcze…


Tytułowy Szymek, to nastolatek szukający swojego miejsca w grupie rówieśniczej, a nade wszystko odkrywający własną tożsamość. Dwutorowo prowadzona narracja – w czasie rzeczywistym i retrospekcyjna (pierwszoosobowa Szymka) odkrywa, co doprowadziło tego zagubionego chłopca na tory, tuż przed rozpędzony pociąg… I dlaczego jego brat Tomek, kilka dni później, zrobił krok w otchłań z dachu wysokiego bloku?

Przejmująco szorstka historia. Akcja rozgrywa się na początku lat 90-ych i przesiąknięta jest realiami transformacji społeczeństwa, wydobywającego się z mentalności siermiężnych lat postkomunistycznych.

Uwiera nagromadzenie emocjonalnej chropowatości. Surowość i przedmiotowość w relacjach, głównie rodzinnych i rówieśniczych, budzi w czytelniku moralny dyskomfort. Młodzi ludzie, potrzebujący uważności i wsparcia, są osamotnieni w swoich problemach i pozbawieni wzorców tak niezbędnych w momencie kształtowania ich osobowości. Rodzice egzystujący jakby w oddaleniu od najbliższych sobie istot, nie zaangażowani w ich życie. Nauczyciele powierzchowni i zobojętnieni na to, co dzieje się między nastolatkami, którzy w tej powieści są totalnie opuszczeni wychowawczo. Mam nadzieję, że taki obraz szkoły i środowiska wychowawczego odchodzi w zapomnienie...

Ta książka ma ważny przekaz dla dorosłych: słuchajcie swoich dzieci, interesujcie się nie tylko ich postępami w nauce, ale przede wszystkich ich emocjami! Oceny można poprawić, a poza tym nie są gwarancją życiowego sukcesu, natomiast psychiczna równowaga, komfort emocjonalny budują silnego człowieka.

Dla Szymka dojrzewanie było spotkaniem z nieznanym. I niestety ze złem. Obojętnością, wrogością, szykanami z powodu jego odmienności. Serce pęka, gdy czyta się o eskalacji zła, jakie dosięga tego dzieciaka, ech…

Długo przyjdzie mi wydobywanie się z surowości tej powieści. Odczytuję ją jako przestrogę, aby nigdy nie zostawiać naszych dzieci samym sobie. Nawet jeśli sprawiają wrażenie, że wszystko u nich okej, trzeba być czujnym. Nie bagatelizować najmniejszych oznak problemów. Czasami ich cisza to przejmujące wołanie o pomoc. 
Młodzi ludzie do szkoły noszą w plecakach nie tylko zeszyty. Dźwigają w nich także bolesne doświadczenia. Zajrzyjcie zatem do plecaków swoich dzieci…


Za możliwość przedpremierowej lektury powieści,
bardzo dziękuję PRart Media oraz 
Wydawnictwo Czarna Owca