Małecki potrafi snuć opowieści o życiu, chociaż jak sam pisze w „Śladach”: „Życie to nie jest powieść, żeby się zawsze układało w zrozumiałe i wytłumaczalne historie.” Czasami, gdy nie zawsze się wie co powiedzieć, mówimy po prostu: „ot, życie”. Jemu się to udaje i robi to… pięknie. Niby tworzy prozę, ale jest w niej szczypta poezji, czy też magicznego realizmu. Wystarczająca ilość, aby smakowało idealnie.
Uwielbiam wniknąć w tworzony przez Niego świat. Świat zwykłych ludzi z ich zwykłymi-niezwykłymi życiorysami. Autor dysponuje nie tylko sprawnym piórem, ale też jest mistrzem formy, o czym „Ślady” wybitnie świadczą. Każdy rozdział można odczytywać niczym niezależne opowiadanie, jedną, odseparowaną historię. Ale każdy zawiera element, ŚLAD, spajający poszczególne wątki w obraz całkowity i pełny.
Powieść – bo mimo wszystko trudno mi określać „Ślady” mianem zbioru opowiadań – została wydana pomiędzy „Rdzą” i „Dygotem”, i klimatycznie jest bardzo tym dwóm pozycjom bliska.
Świetna książka na tę porę roku – zimny, ciemny listopad, czas pożegnań i wspomnień, ale gdzieś na horyzoncie czai się oczekiwanie na jasność Bożego Narodzenia. Jest refleksyjna i empatyczna. Ciepła, pomimo czasami bardzo trudnych akcentów. Zwyczajnie piękna, pomimo jakiegoś pierwiastka nostalgii.
Wrażliwość literacka Pisarza jest bardzo bliska mojej czytelniczej duszy.
Niech Pan, pisze, niech Pan pisze…
A mi pozostaje tylko podziękować.
I czytać.
Z zachwytem.
"Życie jest bardziej jak zbiór opowiadań. Poszarpane, nieprzewidywalne."
"Świat kończy się, a potem pędzi dalej."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz