czwartek, 28 października 2021

Dżozef – Jakub Małecki

„Nic nie boli tak jak życie” – śpiewa Budka Suflera. A Małecki udowadnia, że „olśnienie i odkrycie, że przemija czas”, może stać się wyzwoleniem i początkiem nowego życia.


Realizm magiczny to gatunek zawierający elementy charakterystyczne dla fantastyki. Ukazuje świat realny, ale eksponuje baśniowe, czy nawet dziwaczne wydarzenia i zjawiska odczuwane przez postacie jako coś zupełnie normalnego. I właśnie w „Dżozefie” Małecki serwuje czytelnikowi zabawę z tym co prawdziwe i tym, co wykreował w swojej wyobraźni.

Zaczyna się zwyczajnie. W sali szpitalnej spotyka się czterech mężczyzn – główny narrator Grzegorz, taki tam koleś z osiedla z rozwalonym w bójce nosem, Kurz – przedsiębiorca zagoniony w prowadzeniu własnego biznesu, negujący wszystko Maruda i ten… Czwarty. Czwarty, z czasem przechrzczony na Dżozefa, w dziwnych napadach maligny, dyktuje historię życia niejakiego Stasia. Opowieść centymetr po centymetrze zaczyna pochłaniać – w znaczeniu dosłownym – rzeczywisty świat otaczający czterech rekonwalescentów.

Choć mam ambiwalentny stosunek do fantastycznych elementów w literaturze, to „Dżozef” mnie zauroczył. Autor idealnie wyważył elementy magiczne i rzeczywiste. Każda z postaci jest ciekawa, a całość skrzy smakowitymi kęskami zawadiackiego humoru i nienapuszonej powagi.

„A jak byś chciał przeżyć swoje życie?” – rzuca Czwarty do Grześka.

Po co się żyje? – to pytanie przewija się przez książkę.

Siłą „Dżozefa” jest to, że w historii Czwartego, każdy może odszukać swoje niepokoje, coś co go zjada, blokuje. Powoduje, że zwyczajnie boi się żyć. Marnuje cenne Tu i Teraz na sprawy, które być może nigdy nie zaistnieją. Pozwala by prześladowała go własna fantazja o czarnowidzących konotacjach.

Nad całością unosi się duch prozy Josepha Conrada. W powszechnej świadomości funkcjonuje conradowska smuga cienia, etyka rygoryzmu moralnego, ale czy tworzący na przełomie XIX i XX wieku pisarz o polskich korzeniach, autor „Lorda Jima”, „Jądra ciemności” może wciąż być czytelny dla współczesnego człowieka? Warto się nad tym pochylić. „Dżozef” Jakuba Małeckiego będzie w tym świetnym przewodnikiem.


Zapisane cytaty:

„Niech go cuchnące diabły w zardzewiałych kotłach gotują.”

„Gdy nie ma potrzeby, bohaterowie po prostu się nie rodzą.”

„Człowiek musi mieć kogoś obok siebie.”

„W życiu czasem tak jest, że trzeba podejmować bardzo trudne decyzje.”

poniedziałek, 25 października 2021

Gorzej urodzona – Mirosława Kareta (cykl: Wydziedziczone, cz. 1)

Ta książka uświadamia jak bardzo, jeszcze niewiele ponad sto lat temu, ludzkie losy determinowało pochodzenie i płeć. Narratorka (z perspektywy roku 1914 i 1915), podąża śladem zapisków swojej ciotki Józi, która urodziła się w tuż po Powstaniu Styczniowym w podkrakowskiej wsi Mnikowo.


Józia, miała to szczęście, że pomimo wiejskiego pochodzenia, ukończyła jednoklasową szkołę, dzięki której nauczyła się pisać i czytać. Przez lata prowadziła kroniki, utrwalając ulotne chwile i swoją w nich obecność. Nie tylko odręcznie czynione notatki, ale też wycinki z gazet, fragmenty czytanych książek – głównie ówczesnych poradników dla służących. Prosta dziewczyna była zafascynowana mocą słowa pisanego i zwyczajnie chciała mieć udział w dokumentowaniu teraźniejszości.

Józia jako nieślubne dziecko kobiety, która założyła nową rodzinę, trafia z wiejskiego gospodarstwa na służbę do domu krakowskiego mecenasa Sobkiewicza. W książce doskonale ukazane są realia życia osób niższego stanu usługujących w zamożniejszych domach. Świetnie też sportretowana jest polska wieś, tuż przed młodopolskim boomem mody na „chłopstwo”.

Dla mnie niezwykle cenne były w tej książce wszelkie wspominane, choćby marginalnie, wydarzenia, sytuacje, które miały miejsce w ówczesnych czasach. Uwielbiam takie smaczki w literaturze pięknej, gdy książka prowadzi mnie do innych źródeł, aby zgłębiać swoją wiedzę.

Przez karty powieści przewijają się historyczne postaci, mniej lub bardziej obecnie pamiętane: malarz Witold Pruszkowski w typowy dla epoki sposób zauroczony wiejskim folklorem, wierzeniami i klimatem, Gotfryd Ossowski, archeolog prowadzący między innymi badania jaskiń w okolicach Krakowa, Aleksander Krywult uznawany za pierwszego marszanda w Polsce. Autorka przywołuje fragmenty wydawanych ówcześnie poradników dla służących – też niezwykle ciekawe źródło do poznania stylu życia i mentalności społeczeństwa w drugiej połowie XIX wieku.

Ze współczesnej perspektywy, straszne to były czasy – osoby usługujące w bogatszych domach uznawane były za „moralnie i umysłowo niewyrobione istoty.” Józia była dziewczyną wyjątkową, której nie była obca refleksja i głębokie przemyślenia. Świadoma swojego pochodzenia, widziała jednak, że chłopi są zamknięci w wąskim świecie tradycji, wyobrażeń i uprzedzeń wobec nauki i postępu. Dostrzegała też podwójną moralność krakowskiego mieszczaństwa, tak wyraziście ponad dwadzieścia lat później sportretowaną przez Gabrielę Zapolską. Rozumiała, że ma jedno życie i tylko od niej zależy, co z nim zrobi.

Sięgam po literaturę piękną, aby przenieść się w inny świat, poznać życie innych ludzi, w różnych przestrzeniach czasowych, o różnych poglądach, z odmiennych środowisk. Ale zawsze, zawsze w literackiej fikcji szukam jednak prawdy. Ciekawią mnie kulisy danej fabuły, na ile była inspirowana prawdziwymi realiami. Cenię, gdy książka motywuje mnie do sięgania do źródeł, które z kolei uzupełniają, poszerzają moją wiedzę, albo zwyczajnie – zaspokajają ciekawość.
I właśnie taką prawdę znalazłam w powieści „Gorzej urodzona”.

Dla mnie lektura tej książki była ogromną przyjemnością i niecierpliwie czekam na kolejne części serii „Wydziedziczone”.



Zapisane cytaty:

„Jeśli się czego pragnie, trzeba po to sięgać wszelkimi sposobami!”

poniedziałek, 18 października 2021

Święto ognia – Jakub Małecki

Jakub Małecki zaprasza w dwa niesamowite światy: świat dziewczyny zamkniętej w kalekim, niesfornym ciele, pokiereszowanym przez porażenie mózgowe, i w pozornie eteryczny świat baletu. Zaprasza w typowym dla siebie stylu – wrażliwym, delikatnym, ale nie tracącym nic z wyrazistości i realizmu.


Książka odsłania niezwykłe relacje łączące baletnicę Łucję i jej niepełnosprawną siostrę Nastkę. Całość spina niełatwa historia rodziców młodych kobiet, ludzi, którzy „kochają się za bardzo”.

Doskonale oddane są realia baletu – z jednej strony jego subtelność, z drugiej dyscyplina pracy nad własnym ciałem. Pełno tu detali: point, sukien scenicznych (paczek), i oczywiście figur i elementów baletowych. Ciekawie podgląda się ów hermetyczny i elitarny świat, w którym kryją się takie same pragnienia jak w każdej pasji: być najlepszym, odnieść sukces, czerpać satysfakcję.

Zachwyca plastyczność języka Małeckiego i jego poetyka: „kolor, co nie ma nazwy, ale to coś w rodzaju płytkiego morza, jak się je ogląda na zdjęciu z wysoka”, „niebo ma kolor przemoczonych dżinsów”. Przy czym nie jest to język napuszony, a bardzo bliski żywej mowie, szczególnie, gdy narratorem jest Nastka. Jej perspektywa jest pełna optymizmu i siły dziewczyny świadomej własnych ograniczeń, ale na swój sposób pogodzonej z rzeczywistością. Otoczona jest troską i miłością rodziny. Niedotlenie w czasie porodu spowodowało u niej ułomność ciała, ale nie umysłu. Dopiero, gdy opowiadanie przejmują bliscy Nastki, uświadamiamy sobie jak wielkim chaosem staje się dla rodziny pojawienie się niepełnosprawnego dziecka. Oswajanie tego chaosu śledzimy za sprawą Łucji i jej ojca.

Od Nastki uczyć się warto prostych marzeń: „usiąść w parku na ławce i odwrócić twarz do słońca, i sobie być.” Albo „przebiec przez miasto”. Zwykłe drobiazgi, których nie dostrzegamy goniąc wiecznie gdzieś, za czymś, po coś.

Kiedyś przeczytałam w wywiadzie z panem Jakubem Małeckim, że w książkach „chce tylko opowiadać piękne historie” i zapewniam, że w przypadku "Święta ognia” udało się mu! Cudowna książka. Dziękuję za nią Autorowi!


Zapisane cytaty:

„Niebo w kolorze przemoczonych dżinsów…”

„Najważniejsze jest dobrze patrzeć.”

„Na zewnątrz na ulicach chodzą ludzie, co zmieniają sobie hobby i myśli, i poglądy jak opony z zimowych na letnie i z powrotem, dzisiaj tacy, jutro inni, i w kółko czekają, aż w ich życiu znowu coś się wydarzy…”

„Jak marzyć to na całego.”

sobota, 16 października 2021

Lato, gdy mama miała zielone oczy – Tatiana Tîbuleac

Czy jedno wspólne lato jest w stanie naprawić, a właściwie zbudować czułe relacje między synem i matką? Lato pierwsze i jednocześnie ostatnie. Spędzone wśród pół słoneczników i maków. Lato niechciane, zabarwione odchodzeniem, zderzone z ostatecznością.


Historia rodziny rozbitej niespodziewaną i zawsze dojmująco bolesną śmiercią jednego z dzieci. Rodziny rozedrganej, niestabilnej, toksycznej.

Aleks snuje wspomnienia z lat dziecięcych i młodzieńczych z perspektywy dorosłego człowieka. Poznajemy go jako nastolatka z psychicznymi problemami, pełnego buntu wobec rodziny. Buntu, u podstaw którego leży destrukcyjne uczucie nienawiści wobec matki i ojca. Wydaje się, że jedyną osobą z bliskich, którą darzy uczuciem jest nieżyjąca siostra. Aleks, dorastający bez miłości, nagle mierzy się z ogromem tego uczucia i staje wobec niego zupełnie bezradny. Złamany prośbą mamy o zielonych oczach, która mówi: „przebacz mi”.

To książka, którą filtruje się przez własne doświadczenia i relacje rodzinne. Być może własne przeżyte dramaty? Obserwujemy drogę, jaką pokonuje bohater i idziemy nią, szukając odpowiedzi na własne pytania. Szukamy otuchy. Bywamy pełni zrozumienia, bo przecież być może znamy to, być może sami przeżyliśmy podobne historie… Być może sami uczymy się sztuki przebaczania – bo o tym też jest ta kameralna powieść.

Soczysty język, bezpośredni, pełen wyobraźni sprawia, że lektura jest czystą przyjemnością. Miejscami zabarwiony ponurym sarkazmem i zgryźliwą ironią, a miejscami tak bardzo poetycki, delikatny. Niebywałe są te językowe i stylistyczne współistnienia w „Lecie…”.

„Lato, gdy mama…” sprawia, że analizujemy świat osobistych więzi z bliskimi. Ale też zastanawiamy się nad słusznością własnych wyborów życiowych.

Bardzo polecam tę szalenie intymną opowieść o lecie, w którym wymarzona podróż z kolegami do Amsterdamu, zamienia się w nieplanowaną i niechcianą podróżą z matką do Francji. Lato spędzone we francuskiej wsi diametralnie zmieni życie Aleksa. Także jego uczucia wobec mamy. Przejmująca mikropowieść – niewielkich rozmiarów, ale przebogata w treść i emocje.


Zapisane cytaty:

„Tyle rzeczy mogłam zrobić w życiu.”

„Byliśmy niczym, robiliśmy n i c.”

„Kochałam cię, […] kochałam cię jak mogłam.”

„[…] śmierć jest tym, co najprawdopodobniej przytrafi się człowiekowi zamiast wszystkich wymarzonych rzeczy. Właściwie to jedyne, co przytrafi mu się na pewno.”

„[…] jedna głupia decyzja wynika z innej głupiej decyzji.”

„[…] nigdy nie postępuj niewłaściwie, tak jakbyś miał jeszcze mnóstwo czasu, żeby naprostować sprawy, ponieważ nie będziesz go miał.”

 

 

czwartek, 7 października 2021

Niespokojne niebo – Charlotte Link (III tom sagi „Czas burz”)

„Niespokojne niebo” to trzecia część sagi „Czas burz”. Losy kolejnych pokoleń niemieckiej rodziny, sięgającej korzeniami przedwojennego wschodniopruskiego majątku w Julinnie. Obecna nestorka rodu Felicja Lavergne, przekazuje stery swojej potężnej firmy zabawkarskiej młodszemu pokoleniu – stawia na Alex, córkę Belle. Być może to w jej szarych oczach widzi odbicie swojej osobowości – siły charakteru, umiejętności chłodnego osądu rzeczywistości? Na przestrzeni lat 1957 – 1994 poznajemy powojenne losy Felicji, jej rodziny, a także osób z jej bliższego lub dalszego otoczenia.


Tę część cyklu odebrałam jako słabszą. Warsztatowo bez zarzutu. Bohaterowie są dobrze wykreowani, ciekawi, niebanalni. Wszystko się niby zgadza, ale tym razem zabrakło mi tego „czegoś”. Czegoś, co powoduje, że książka porywa, skrada serce i nieustannie zajmuje myśli. Zabrakło rozmachu, głębi. Miałam wrażenie, że autorka zbyt powierzchownie potraktowała jakąś problematykę, czy perypetie poszczególnych postaci. Choć były i bardzo poruszające – na przykład losy rodziny, która usiłowała opuścić wschodnią część Niemiec, w czasie gdy Berlin przełamany był murem – absurdalnym i najbardziej rozpoznawalnym symbolem zimnej wojny i ustroju komunistycznego. Drugi ciekawie poprowadzony wątek związany jest z Sigrid, wnuczką Felicji. Obarczona piętnem ojca nazisty nieoczekiwanie trafia do… kibucu w Izraelu. Jak bardzo zmieni to jej życie? – polecam uwadze tę część opowieści.

Niestety tło historyczne, które dotychczas stanowiło mocną stroną cyklu, w „Niespokojnym niebie” jest moim zdaniem potraktowany zbyt marginalnie.

Oczywiście są to tylko moje subiektywne odczucia i absolutnie nie uważam za stracony czas poświęcony na lekturę. Z przyjemnością poznawałam losy bohaterów znanych z poprzednich części, teraz już znacznie starszych, bardziej doświadczonych. Ciekawie było poznać następne pokolenie rodziny Felicji i rodzin jej przyjaciół. Książkę polecam przede wszystkim czytelnikom poprzednich części, a więc „Czasu burz” i „Dzikiego łubinu”, który z kolei uważam za najlepszą część całości.

sobota, 2 października 2021

Podrzutek – Stacey Halls

Londyn w połowie XVIII wieku, największa europejska stolica, tuż przed rewolucją przemysłową. Moloch ogromnych kontrastów społecznych – zawrotnego bogactwa i przejmującej nędzy. Już wówczas wielokulturowy. Obok siebie funkcjonują dwa światy – opływających w niewyobrażalny dobrobyt mieszczan i wegetujących z dnia na dzień w ciągłym niedostatku niższych warstw społecznych.


W przytułku dla sierot pojawia się młodziutka Bess Bright, aby pozostawić swoją dopiero co narodzoną córeczkę Clarę.

Przytułek ów to autentyczne miejsce na mapie Londynu – Foundling Hospital – zbudowany w 1739 roku dla celów charytatywnych. Dużą rolę w powstaniu szpitala-przytułku odegrał Richard Mead, który marginalnie pojawia się na kartach książki, a jego syn jest jedną z ważnych postaci opowieści. Bess zamierza powrócić po swoje dziecko, gdy zostanie ono „odchowane”, teraz nie jest w stanie zapewnić mu opieki. Wraz z ojcem i bratem żyje w dramatycznie ubogich warunkach, trudniąc się handlem krewetkami na targu Billingsgate. Niepiśmienna i niepotrafiąca czytać Bess przy córeczce pozostawia znaki rozpoznawcze – połowę serca z inicjałami, które otrzymała od ojca dziecka. Zapamiętuje też nadany jej numer – 627. Gdy po 6 latach pełna nadziei wraca po Clarę, dowiaduje się, że została odebrana przez… nią samą już dzień po jej umieszczeniu w przytułku. Staje się jasne, że ktoś wykradł córeczkę Bess… Kto?

Historię poznajemy z perspektywy dwóch narratorek, ze skrajnie odległych warstw społecznych. Intrygująca jest postać tej drugiej – Aleksandry Callard. Młoda wdowa od lat wiedzie życie zamknięta w swoim domu, otoczona nieliczną służbą, w nieustającym lęku o swoje bezpieczeństwo. Swoje i swojej… córki Charlotte. Całkowicie niedostosowana do życia, nawet jak na obowiązujący w georgiańskiej epoce status kobiety z wyższych sfer. Wycofana, niezdolna do uczuć – czułością obdarza portrety zmarłych rodziców, a nie stać jej na czułe gesty wobec córeczki. Bess, prosta dziewczyna z londyńskich ulic ma większą świadomość czym jest wolność i otwarcie na świat, niż zamknięta w złotej klatce Aleksandra, czerpiąca swą wiedzę o otoczeniu z gazet, map i okazjonalnych wyjazdów powozem do kaplicy.

Powieść z dużym pietyzmem oddaje klimat ulicznej biedoty i bogactwa londyńskiego mieszczaństwa na styku dwóch epok ważnych pod względem rozwoju społecznego i przemysłowego – georgiańskiej i wiktoriańskiej.

Zapadające w pamięć postacie, fascynująca fabuła opowiadająca o różnych odcieniach straty, miłości i sile macierzyństwa, sprawiają, że lektura „Podrzutka” staje się emocjonalną literacką podróżą w przeszłość. Autorce udało się stworzyć pełnowymiarowe postacie głównych bohaterek. Losy Bess i Aleksandry są tak różne i jednocześnie poruszające. Piękna historia!

Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Świat Książki 
za zaproszenie do lektury tej pięknej historii 
i podarowanie egzemplarza recenzenckiego.


Zapisane cytaty:

„Przyjaźń zapisuj w marmurze, urazy w pyle.”

„Ta kobieca powłoka, w której egzystujemy – dlaczego nikt nie oczekuje w niej niekobiecych uczuć? Dlaczego nie możemy okazywać wściekłości i pogardy, ulegać rozpaczy? Dlaczego musimy godzić się na karty, które nam przypadły?”

„Być dobrym rodzicem oznacza przygotować dziecko do tego, by odeszło i zaczęło własne życie.”

„[…] miłość i strach są nierozerwalnie ze sobą związane.”