Fascynująca, choć wymagająca uwagi i skupienia lektura. Ponad 800 stron niezwykle poruszającej, magnetyzującej historii Theo, chłopca, którego życie zmienia jedna wizyta wraz z Mamą w Metropolitan Museum w Nowym Jorku i... obraz Carela Fabritiusa z wizerunkiem niewielkiego ptaszka - szczygła na uwięzi. Napisana z rozmachem, epicka rzecz. Intelektualna uczta obcowania z pięknym, literackim językiem.
Za tę powieść autorka zdobyła w roku 2014 Nagrodę Pulitzera. Była też sfilmowana, ale zdaniem krytyków filmowych, twórcy nie udźwignęli tematu (sama ekranizacji nie widziałam).
Podobno Donna Tartt pisała ją przez kilka lat i chyba miejscami da się odczuć zbytnie rozciągnięcie akcji. Z drugiej strony styl pisarki jest dość… zamaszysty, więc może to zabieg celowy? Nie mniej, psychologiczne sportretowanie bohaterów jest naprawdę imponujące.
Podobnie w warstwie poznawczej książka godna uwagi. Przyznam, że sama podczas lektury szukałam informacji na temat malarstwa Carela Fabritiusa i oczywiście na temat obrazu, który jest niejako jednym z bohaterów powieści. Dodać warto, że bohaterem niebagatelnym, bo znacząco wpływającym na losy Theo i innych postaci.
W tej książce przebrzmiewa nuta samotności, szczególnie samotności w dzieciństwie i w okresie dorastania, gdy człowiek tak bardzo potrzebuje oparcia i punktu odniesienia. Choć na różnych etapach życia Theo towarzyszą mu inni, w tym ludzie, których może określić mianem przyjaciół, tak naprawdę w swojej drodze jest osamotniony.
Do lektury "Szczygła" warto podejść, gdy ma się czas, bo nie jest lekka, ale gdy się rozsmakujecie – nie będziecie żałowali spotkania z piórem pani Donny Tartt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz