Czy gdyby Olive Kitteridge była naszą sąsiadką, to byśmy ją polubili? Z tym jej surowym stylem bycia, czasami nawet ocierającym się o arogancję? Przemyślanym cynizmem, a nawet złośliwością, ale jak to zwykle z osobami apodyktycznymi bywa – przekonaną o nieomylności swoich poglądów i opinii?
Czy dostrzeglibyśmy w Olive, nauczycielce matematyki, matce stłamszonego przez nią syna Christophera i żyjącego w jej cieniu męża, farmaceuty, Henrego, kobietę z osobliwym, choć nie uświadomionym przez nią samą, poczuciem humoru? Dodajmy: ponurym poczuciem humoru, ale jednak budzącym w czytelniku uśmiech.
Wszystko zależy od tego, czy zechcielibyśmy zaakceptować w naszym otoczeniu osobę, która sama sobie przypisała rolę bystrego, nieomylnego świadka toczącej się codzienności niewielkiego miasteczka Crosby w Nowej Anglii na północy USA. I co najistotniejsze: dostrzec, że w twardej skorupie kryje się po prostu dobre serce.
Olive nie ufa ludziom wtłoczonym w pozory szczęśliwego życia, bo Olive wie, że życie takie nie jest: nie przypomina obrazków z katalogów, gdzie wszyscy się do siebie uśmiechają. W tej małej społeczności uchodziła za opryskliwą, pewną siebie i pewną swego.
Paradoksalnie, mimo miejscami pozornej szorstkości, odnajduję w Olive morze wrażliwości na drugiego człowieka. Choć dziwi się niektórym decyzjom innych, wie, że życie każdego składa się zarówno ze spraw dużych jak i drobnostek. A to powoduje, że ludzie popełniają błędy, dokonują nie zawsze trafnych wyborów.
Ta książka to swoista kronika małomiasteczkowego życia jego mieszkańców. Każdy rozdział można czytać jak osobne opowiadanie posiadające swoich bohaterów, dramaturgię i pointę. Bywa, że tytułowa bohaterka, w ogóle się w nich nie pojawia. Mimo wszystko z tego kalejdoskopu ludzkich życiorysów, wyłania się obraz Olive Kitteridge.
To nie jest książka, którą połyka się jednym tchem. Więcej: ta książka nie każdemu się spodoba. Ale ma potencjał i warto dać jej szansę.
Jeśli podobała się wam na przykład książka „Panie z Cranford” Elizabeth Gaskell, to odnajdziecie się w „Olive Kitteridge” Elizabeth Strout, bo choć akcja tych dwóch powieści rozgrywa się w innych epokach, to w sumie mamy w nich podobny schemat: zbiór scenek rodzajowych z całym urokiem małomiasteczkowego środowiska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz