To jest książka, której czytanie boli. Bo niesprawiedliwość boli, bo nierówne traktowanie ludzi boli. Upokarzanie, odbieranie godności boli, bo po prostu ZŁO czynione drugiemu człowiekowi boli.
Autor porusza problematykę wykluczenia i zepchnięcia na margines społeczny osoby czarnoskóre. A dokładniej – bardzo młodych czarnoskórych chłopaków, skazanych na pobyt w poprawczaku na Florydzie w latach 60. XX wieku. Powód skazania jednego z głównych bohaterów, jest co najmniej absurdalny...
Trochę bałam się tej książki, bo spodziewałam się epatowania przemocą. A ta stosowana wobec dzieci i młodzieży, bezbronnych, z racji wieku zależnych od (nie)mądrość dorosłych, którzy z założenia powinni roztaczać nad nimi opiekuńczy parasol, wstrząsa szczególnie. Na szczęście ta eskalacja zła podana jest w sposób wysublimowany. Pozbawiony dosadnej dosłowności.
Zakończenie, naprawdę nieoczekiwane, ale wiarygodne, nadaje całej historii przedstawionej w książce dodatkowy, głęboki wymiar...
Był to mój czytelniczy debiut z prozą Whiteheada. Przede mną głośna „Kolej podziemna”, za którą Colson Whitehead po raz pierwszy został nagrodzony Nagrodą Pulitzera (2017). „Miedziaki” zostały wyróżnione tą nagrodą w roku 2020.
Świetna okładka – na pierwszy rzut oka ascetyczna, ale gdy przyjrzymy się maleńkim postaciom dwóch chłopców, dostrzeżemy rzucany przez nich cień, który ma symboliczne, wymowne znaczenie. Warto zwrócić na to uwagę. Szczególnie po zakończeniu czytania książki.
Zapisany cytat:
„[…] jak z gałęzią drzewa, musi się ugiąć, żeby się nie złamać.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz