Nie przepadam za literaturą wpisaną w obyczajowość krajów islamskich. Wyjątek stanowi twórczość Khaleda Hosseiniego, która ma w sobie coś wyjątkowego. Jednak raczej unikam książek o takiej tematyce. Zwyczajnie trudno jest mi zaakceptować bulwersującą mnie pozycję kobiet, która jest nierozerwalnie związana z tą kulturą i… religią. Z pewnością moja wiedza jest bardzo powierzchowna, oparta tylko na literaturze pięknej i zasłyszanych przekazach informacyjnych, więc wyrywkowa i zbudowana w dużej mierze na stereotypach.
Nie mniej „Afgańska perła” przykuła moją uwagę i rozbudziła emocje. To historia dwóch afgańskich kobiet, którą śledzimy na przestrzeni wieku XX – Rahimy i Szekiby, wnuczki i prababki. Ich losy, priorytety są zadziwiająco podobne. Życie prababki staje się inspiracją dla współcześnie żyjącej prawnuczki.
Większość zwyczajów regulujących życie rodzinne w Afganistanie jest dla mnie, Europejki, odrealnione i absolutnie nie do przyjęcia. I niestety na przestrzeni lat ten kraj nie ewoluuje w stronę poszanowania praw człowieka. Co jest w książce dobrze ukazane. Przeraża zwyczaj absurdalnej, czasowej „zamiany” dziewcząt w chłopców – „bacza posz”, a aranżowanie małżeństw dziewczynek – dzieci (!!!) z dojrzałymi mężczyznami, ociera tak naprawdę o, trzeba nazwać to dobitnie, pedofilię.
Powieść w moim odczuciu – choć wiem, że to tylko literacka fabuła, ale jednak oparta na wydarzeniach historycznych tego kraju – demaskuje też… brak solidarności kobiet. I to jest dojmująco smutne. Ich bezsilność, podporządkowanie wobec tradycji, zwyczajów. Czy to strach buduje w nich bierność? Uległość wpisana w genetyczną pamięć? Czy naprawdę jakakolwiek religia niesie przesłanie zniewolenia i totalnego braku szacunku dla kobiety?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz