Nastrój młodopolskiej dekadencji strasznie kiedyś mnie kręcił. Zaczytywałam się w biografii Przybyszewskiego i historii jego burzliwego związku z Dagny Juel („Stachu, jego kobiety i jego dzieci” Krystyny Kolińskiej), poznawałam twórczość Boya-Żeleńskiego, Wyspiańskiego, Zapolskiej. Uwielbiam zapomniany (niesłusznie) serial Andrzeja Wajdy „Z biegiem lat, z biegiem dni...” zrealizowany na podstawie utworów pisarzy młodopolskich i międzywojennych. Jest tam świetnie odmalowana atmosfera i obyczajowość fin de siècle. I ten sam „zakurzony” klimat przełomów wieku czułam podczas lektury biografii Olgi Boznańskiej autorstwa Angeliki Kuźniak.
Świetna!
Napisana z szacunkiem dla malarki, ze zrozumieniem dla Jej dziwactw, i w podziwie dla Jej pasji tworzenia, ale bez patosu. Doskonale udokumentowana – trafnie dobrane fragmenty listów, które wnikają w życiorysy adresatów i nadawców.
Boznańska urodziła się w czasach, gdy wykształcenie kobiet uznawane było za zbyteczne. Do Krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych kobiety nie mają wstępu aż do roku 1920! Wyjściem były szkoły prywatne – stąd Boznańska szlifuje swój warsztat w Monachium i później w Paryżu, z którym będzie związana już do końca swojego życia.
Boznańska kojarzona jest z portretami – takimi troszkę przydymionymi, zatopionymi w szarościach. W czasach, gdy tworzyła był to jeden z zarzutów pod adresem Jej malarstwa: rzekomy brak wyczucia koloru. Charakterystyczne zaś magnetyzujące oczy portretowanych postaci – zawsze żywe, mokre, świdrujące widza. Podczas lektury książki wielokrotnie spoglądałam na niezwykłe prace Boznańskiej. Poznawałam Jej malarstwo na nowo.
Boznańska wielokrotnie portretuje samą siebie. Zachowało się też sporo fotografii malarki we wnętrzach Jej pracowni. Zagraconej, zastawionej sztalugami, obrazami. A wśród tego wszystkiego Ona – drobniutka, maleńka, w koczku, z pędzlami w dłoni, albo papieroskiem. W ciemnej, powłóczystej, szerokiej sukni, w nieodłącznym malarskim fartuchu. Czasami z pieskiem. Kochała zwierzęta. Mieszkała razem z kanarkiem Maciusiem i… wolnożyjącymi myszkami.
Gorąco polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz