wtorek, 9 stycznia 2024

Violeta – Isabel Allende

Hej, hej! Witajcie w nowym czytelniczym roku :) Ja mam za sobą cztery książki (w tym 3 wysłuchane), ale dopiero dzisiaj znalazłam odrobinę czasu, aby opowiedzieć o pierwszej z nich. Ponieważ te kolejne są spójnym cyklem, napiszę o nich, gdy skończę całość.

"Violeta" to saga rodzinna ujęta w czasowe klamry dwóch pandemii: od hiszpanki w 1920 do Covida 2020 roku. Violeta przychodzi na świat w bogatej rodzinie chilijskiej. Kryzys światowy w latach trzydziestych, a także nietrafione finansowe decyzje (hm… a raczej machlojki) ojca, doprowadzają rodzinę do bankructwa. Violeta wraz z matką i ciotkami odnajduje dom wśród obcych ludzi, którzy z czasem staną się jej najbliższymi sercu osobami.


Powieść ma formę listu/spowiedzi. Początkowo nie wiemy kim jest adresat wspomnień głównej bohaterki, ale mamy świadomość, że opowieść snuje stulatka, której życie dobiega końca.

Książka nie jest literacką perełką, ale to dobrze opowiedziana historia kobiety silnej, świadomej. Kobiety, której nie były obce potknięcia i nie zawsze trafione wybory. Ale też potrafiącej niestrudzenie walczyć o siebie i o najbliższych. Aktywnej, zaangażowanej, nigdy się niepoddającej.

Bardzo dobrze osadzona w czasie i historii Chile, chociaż sama nazwa państwa nie pada ani razu, odniesienia do wydarzeń oraz obyczajowości tego kraju są czytelne i jednoznaczne (także w przypisach). Czyta się naprawdę dobrze, chociaż pod koniec lekko czułam się znużona formą narracji.

Kto zna twórczość Allende, z łatwością rozpozna jej styl i klimat. Dobra książka na rozpoczęcie nowego czytelniczego roku.

Pozdrawiam noworocznie i pędzę we wspomniany świat słowiańskiego cyklu, który czytelniczo gra u mnie teraz pierwsze skrzypce :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz