„Człowiek bez człowieka nie przeżyje,
bo tylko żywe ciepło innych ludzi trzyma cię na tym świecie.”
Głównym bohaterem powieści jest GŁÓD. Ale nie taki, jaki czasami odczuwamy, kiedy od śniadania minęło parę godzin, a my gnamy do domu, ze świadomością, że za chwilę nasycimy swój żołądek smacznym obiadem. To głód bolesny. Odzierający z człowieczeństwa. Głód zabijający. Wytrawiający człowieka nie tylko z sił witalnych, ale duszy.
„Wiek czerwonych mrówek” to czas Wielkiego Głodu na Ukrainie. Sztucznie wywołanego przez Stalina Hołodomoru. Okrutne czasy w historii Ukrainy, gdy nawet trawa nie miała szans wyrosnąć, bo ledwie wykiełkowała, lądowała w żołądkach przeraźliwie głodnych ludzi.
„My, szczęśliwe „dzieci ojczulka Stalina”, [..] skrycie marzymy, żeby jak najszybciej zostać sierotami.” – mówi jedna z bohaterek powieści i jakże aktualne są te słowa – tylko nazwisko inne :(
Przejmuje zderzenie opisów Dusi i jej rodziny, ludzi puchnących z głodu, prawdziwego, niosącego śmierć głodu i Soli, kobiety, która puchnie… z obżarstwa. Sola tęskni, Sola cierpi, Sola napełniając się jedzeniem, a jako żona sowieckiego prominenta ukraińskiego głodu nie zna, wypełnia pustkę po stracie...
Myślę, że ta książka była wyzwaniem dla tłumacza i choć trudno mi porównać polskie wydanie do oryginału, to moim zdaniem wspiął się na wyżyny. Bo książkę w warstwie językowej czyta się gładko, zaś z racji podejmowanej tematyki – okrutnie. Miejscami styl nabiera szyku i rytmiki charakterystycznych dla wiejskiej gwary. Przemawia do wyobraźni realistyczny obraz wsi Macochy, dogorywającej w wyniku przymusowej kolektywizacji rolnictwa. Poetycki język wyostrza okrucieństwo zamieszczonych opisów głodujących ludzi i bestialskich czynów, jakich dopuszczała się władza sowiecka na Ukrainie na początku lat 30-ych XX wieku.
Gorąco polecam osobom ceniącym w literaturze solidne fundamenty historyczne i literacki język. Świetnie wykreowani bohaterowie, piękny styl – wyśmienita lektura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz