Zbeletryzowana historia kolonii dla trędowatych, na maleńkiej wysepce Spinalonga, tuż przy wybrzeżu północno-wschodniej Krety. Losy kreteńskiej rodziny Petrakisów, które chwilami chwytają za serducho.
Początek – rozgrywający się we współczesnych czasach, w Londynie – trochę mnie rozczarował i obawiałam się, że książka mnie nie zainteresuje. Ale gdy akcja przeniosła się w czasie, do początków XX wieku i kolejnych lat, było bardziej porywająco, chociaż miejscami nierówno… Nie mniej, zdecydowanie warto pochylić się nad tą powieścią. Z jednej strony, to po prostu ciekawa, i nie do końca powszechnie znana część historii Grecji, z drugiej wciągająca saga rodzinna.
Za kilka dni rozpoczynam swoje wakacje na Krecie. Ale raczej nie odwiedzę Spinalongi… Raz, że będę w dość odległej części wyspy, a dwa… chyba za bardzo obawiam się przygnębiającej energii tego miejsca… a może się mylę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz