niedziela, 23 kwietnia 2023

Sąsiednie kolory – Jakub Małecki

Jestem szczęśliwa, że w Światowy Dzień Książki mogę zaprosić Was do lektury niezwykłej powieści. Pięknej. „Sąsiednie kolory” Jakuba Małeckiego to sto procent Małeckiego w Małeckim. Kto zna twórczość pisarza, wie o co chodzi. I jeśli ta książka wzbudzi w recenzentach opinię, że jakoby autor „wszedł na ścieżkę schematu”, to odpowiem: nie, Nie, NIE! To nie schemat! To STYL! To niepowtarzalna estetyka, która czyni Małeckiego twórcą wyjątkowym w polskiej literaturze współczesnej. Wyrazistym i rozpoznawalnym. Ujmuje mnie wyczuwalna w każdej linijce tekstu wrażliwość. Wyczucie ludzkich pragnień i tęsknot. Wirtuozeria kreślenia ich losów delikatnymi muśnięciami, które przemawiają do wyobraźni i własnych doświadczeń czytelnika. Umiejętność osadzania ich w wykreowanej rzeczywistości, ubarwionej szczyptą magicznego realizmu. Tyle ile trzeba, aby móc w życiorysach bohaterów próbować odnajdywać drogowskazy dla samego siebie. Tyle ile trzeba, aby z prozaicznej codzienności, wyłuskać drobinki niezwykłości. Bez spektakularnej fabuły, bez akcji pędzącej na łeb na szyję, niespodziewanych zwrotów w poszczególnych wątkach – a jednak nie da się oderwać od historii mieszkańców Koła latem 1929 roku.


Krystian Dzierzba, stolarz, wytwarzający dla mieszkańców Koła „meble na ostatnią drogę”, niespodziewanie dla samego siebie ulega fascynacji zmarłą kobietą, dla której ma zrobić zgodnie z wolą rodziny, trumnę. Czy rzeczywiście kobieta zmarła z tęsknoty? Czy to w ogóle jest możliwe? Co spowodowało, że stateczny mąż i ojciec, szanowany stolarz, zaczyna podążać śladami zmarłej Iwony Graczyk? Nie ma tutaj postaci głównych i drugoplanowych. Wszyscy są równoważni, tworzą związek przyczynowo-skutkowy. Szalona Leokadia wypatrująca kormoranów, tajemniczy Diabeł „z znikąd”, leczący tańcem doktor Stein, jego syn Mikołaj, dźwigający ciężar wydarzenia w obliczu, którego stchórzył, skrzywdzona Werka, wreszcie sam Krystian, jego żona Regina i córeczki Pola i Misia. Sąsiadujące ze sobą jednostkowe życiorysy, które przenikają się i mieszają niczym kolory w kole barw.



Myślę, że ta powieść jest pięknym prezentem dla mieszkańców rodzinnej miejscowości autora – Koła. Jestem pewna, że odnajdą w niej wiele, wiele smaczków, których inni czytelnicy tylko mogą się domyślić. Chociażby lokalna prasa wydawana w mieście w latach międzywojennych, wspomniany klub sportowy Olimpia, ulice, różne lokacje w mieście i jego okolicach, czy też niektóre postacie. Ja np. jestem bardzo ciekawa, czy jedna z bohaterek, Szalona Leokadia, tylko przez przypadek ma na nazwisko Małecka?

Dla mnie Jakub Małecki to poeta prozy. Czekam na kolejne literackie spotkania z Jego wrażliwością. Bo właśnie tego szukam w literaturze.

Czy można umrzeć z tęsknoty? Ja będę umierać z tęsknoty za kolejną powieścią Jakuba Małeckiego.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz