„Tylko literatura jest w stanie pozwolić nam wejść głęboko w życie drugiej istoty, rozumieć jej racje, dzielić jej uczucia, przeżyć jej los.”
Olga Tokarczuk, wykład noblowski
Zastanawiam się, czy gdybym „Zapomniane niedziele” – debiut Valérie Perrin, przeczytała jako Jej pierwszą książkę, to czy też zachwyciłaby mnie tak, jak było to w przypadku „Życia Violette”? Zapewne moja odpowiedź obiektywna nie będzie, ale tak: zachwyciłaby mnie. Bo Perrin w swoim pisarstwie ma to, o czym w noblowskim wykładzie mówiła Olga Tokarczuk: CZUŁOŚĆ. Dzięki wyjątkowej wrażliwości nadaje sens i znaczenie najdrobniejszym doświadczeniom i wewnętrznym przeżyciom swoich bohaterów.
Gdy poznaję historie opowiadane przez Perrin, czuję, że dotykam prawdy o człowieku. Czuję szacunek jakim Autorka obdarza tworzone przez siebie postacie. I czuję Jej zrozumienie dla ich życiowych wyborów. Nie zawsze prostych, i nie zawsze właściwych.
Kiedy zaczyna się starość? Gdy zaczynamy gubić klucze? Łamiemy kość biodrową? Czy może wtedy, gdy zostajemy samotni? Albo osamotnieni.
Czy człowieka można… ukraść? Tak jak pieniądze z banku? Pozbawić go tożsamości, miłości jaką znał, przeszłości, która tworzyła jego życie? I zrobić to po to, aby zbudować swoje szczęście?
Główną bohaterką powieści „Zapomniane niedziele” jest niewiele ponad dwudziestoletnia Justine. Starzy ludzie z domu opieki „Pod Hortensjami”, gdzie pracuje jako opiekunka, obdarzają ją prezentami najpiękniejszymi: opowieściami o swoim życiu. Najbliższa Justine, a tym samym i nam – czytelnikom, staje się Hélène Hel. Historia życia tej staruszki stanowi równoległą do głównej, linię narracyjną.
Teraźniejszość Justine determinuje bolesna strata z dzieciństwa. Towarzyszymy jej dojrzewaniu do tego, aby podążyć śladem tajemnicy, która zakleszcza rodzinę w niedomówieniach i stępionych emocjach. Czy odkrycie, jakiego dokona pomoże jej otworzyć się na własną przyszłość?
Przepiękna powieść. Delikatna. Subtelna. Wyważona. Prawdziwa. CZUŁA. Mądra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz